Michał Zadara

Chcę, żeby spektakl był fascynujący i nie wymagam od dziecka, żeby siedziało w jednym miejscu. Nie ma krzeseł, można sobie chodzić, gdzie się chce. Widz dziecięcy zachowuje swoją autonomię – mówi Michał Zadara w rozmowie z Martyną Bednarską-Ćwiek.

Co takiego odnalazłeś w „Elementarzu”, co cię zainspirowało?

Kiedy mój syn Ben zaczynał się uczyć czytać, kupiłem „Elementarz” Falskiego. Uważam, że mimo tego, iż jest to podręcznik, stanowi część  klasyki literatury, jest uniwersalny. Można przyjąć, że 70-80 proc. Polaków miało z nim kontakt i zna Alę, Asa, osę itd. To jest fundamentalna część naszej tożsamości. Bardzo krótkie czterowersowe czytanki tworzą rodzaj haiku, impresji z życia. Czasami są to naprawdę niezwykłe i integrujące historie, np: dwoje dzieci siedzi w domu, nie ma mamy, nie ma taty, na zewnątrz jest noc, nagle ktoś stuka do okna. To jest jak poezja japońska, te cztery wersy definiują doświadczenie ciemności, samotności, opuszczenia. Pomyślałem, że to może być ciekawa materia dla spektaklu.

To twój pierwszy spektakl dla dzieci?

Odpowiada mi całościowe myślenie o teatrze, to że spektakl nie musi być tylko dla dzieci, albo tylko dla rodziców, nie musi być wykluczający. Byliśmy z synem na spektaklu „Mleko” Pawła Łysaka w Bydgoszczy, przeznaczonym dla najmłodszych dzieci od sześciu miesięcy do dwóch lat i bardzo nam się podobało. Ja również doznałem tam wielu wrażeń zmysłowych, muzycznych. To mnie bardzo zainspirowało. Oboje z żoną pracujemy w teatrze i nasz syn od początku jest tam z nami, podczas prób, w garderobach, na scenie albo na widowni. Reżyserowałem  „Oresteję” w Operze Narodowej nosząc syna w chuście, a kiedy rok później było wznowienie, Ben łaził po podłodze na widowni.

W przedstawieniu biorą udział dzieci?

Nie miałoby to sensu, gdybyśmy pracując nad spektaklem dla dzieci, swoje własne zostawiali w domu. Dlatego zachęcałem wszystkich współtwórców spektaklu, żeby na próby przychodzili ze swoimi dziećmi. To czasami pomaga, czasami nie, ale to ciekawy eksperyment. Mam nadzieję, że będziemy umieli przenieść tę energię z prób na spektakl. Że uda się nam utrzymać to coś, co w naszych próbach jest takie luźne, niezobowiązujące i że stanie się to również doświadczeniem rodziców, którzy przyjdą z dziećmi do teatru.

Widzami będą raczej młodsze dzieci?

Na początku chciałem, żeby spektakl był dla dzieci od sześciu miesięcy do dwóch lat, ale potem moje dziecko dorosło – spektakle realizuje się dwa lata od momentu planowania. Dzieci innych twórców też są już trochę większe. Będzie więc dla dzieci w wieku od dwóch do pięciu lat.  Chcemy zrobić spektakl także dla nas samych. Różnica w pracy nad tego rodzaju przedstawieniem polega na tym, że motywy muszą być proste, ale przecież podobnie jest w teatrze dla dorosłych – proste motywy są najpiękniejsze. Poza tym postawiliśmy sobie za cel to, że naszemu spektaklowi nie może zaszkodzić np. czyjeś zachowanie. Jak to zrobić, żeby nie trzeba było siedzieć cicho.

elementarz(4)

A jak to się robi?

Nie wiem. Staram się w ten sposób konstruować spektakle, tak jak jeden z moich ulubionych, „Kartoteka” we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, gdzie aktorzy grali wśród widzów, byli ubrani jak widzowie, nikt nie wiedział, kto jest aktorem, a kto nim nie jest. Chcieliśmy stworzyć sytuację, w której nagle wszystko staje się poezją. Kiedy aktorzy umilkli, widzowie nie wiedzieli, kto gra, a kto nie. Zawsze interesuje mnie całe wydarzenie teatralne. Nie udaję, że teatr kończy się na ostatniej scenie. Teatr jest wszystkim: przyjściem do szatni, kolorem ścian, wszystko to jest tym kulturalnym aktem, który nazywamy chodzeniem do teatru. Dlatego też w teatrze dla dzieci kluczowe jest, że razem z rodzicami przychodzą do teatru, gdzie są inni rodzice i inne dzieci. To aktywność kulturalna, która, gdyby była powszechna, to całe społeczeństwo byłoby lepsze. Społeczeństwo, w którym wszyscy chodzą do teatru, oglądają razem spektakle, a później o nich dyskutują, jest mądrzejszym, lepszym społeczeństwem, niż to, w którym tego się nie robi. Chodzi mi o stworzenie przestrzeni kultury, którą ja definiuję jako przestrzeń wolności, miejsce, gdzie jest się konfrontowanym z treściami, które są denerwujące, albo wręcz przeciwnie uspokajające, a potem istnieje możliwość rozmowy z innymi ludźmi na ten temat albo na zupełnie inne tematy.

Jestem ciekawa scenografii. „Elementarz” ma bardzo dobre ilustracje, niezwykle zapadające w pamięć. To są obrazy, które szczególnie małe dziecko chwyta najbardziej.

Staramy się iść tym tropem, korzystamy z wydania z lat 50. i kolory naszej scenografii nawiązują do niego. W świetlicy, w której gramy, są zainscenizowane cztery sceny, widownia siedzi pośrodku. Jest kurtyna, która się otwiera w różnych miejscach.

Elementarz 2

Można będzie się poruszać podczas spektaklu?

Chcę, żeby spektakl był fascynujący i nie wymagam od dziecka, żeby siedziało w jednym miejscu. Nie ma krzeseł, można sobie chodzić, gdzie się chce. Widz dziecięcy zachowuje swoją autonomię. Stwarzamy  dzieło, ale nie zmuszamy nikogo, żeby je podziwiał w narzucony z góry sposób. To ma coś wspólnego z darem. Dzieło sztuki jest jak dar. Jeśli ktoś rozumie, na czym polega dar, to nie spodziewa się, że zostanie on wykorzystany lub nie. Dając prezent, rezygnuje się z niego w sposób absolutny. Dajemy i nie spodziewamy się, że będzie się podobało, każdy może zrobić z tym, co chce.

Występuje Ala?

Ala jest u nas lalką i jest to lalka Bunraku, inspirowana niezwykłą japońską tradycją, wedle której obsługiwana jest przez trzech lalkarzy. Jest to wielopokoleniowa tradycja, lalkarze przekazują sobie role z dziadka na ojca i syna. Są ubrani na czarno, niby ich nie widać, ale w rzeczywistości są widoczni i to jest bardzo ważna część spektaklu – niesamowite ciemne postacie w kapturach. To napięcie jest szczególnie ekscytujące i ono właśnie tworzy spektakl. Lalka Ali będzie mniej  więcej tej wielkości, jak dzieci, które do nas przyjdą. Zależy nam, żeby zmniejszyć skalę teatru, żeby dostosować ją do dzieci, ale też żebyśmy my dorośli, czuli się jak goście w świecie dzieci. Cieszy mnie powrót do skali dziecięcej i prostszego pojmowania sztuki. Wierzę, że świat można naprawiać, stwarzając obszary, w których coś się może udać, np. społeczność teatralna, która się tworzy, kiedy przychodzą widzowie. Rzadko w życiu spotykamy się z sytuacją, kiedy coś się udaje.

Jest bardzo mało dobrego teatru dla dzieci, dzięki tobie ta sytuacja ma szansę się zmienić.

Jest mało, ale jest też duże zainteresowanie. Pewnie wynika to z tego, jak w ogóle podchodzimy do kultury i życia duchowego. Ludzie mówią: ja nie lubię chodzić do kościoła, ale mój mąż lubi, więc chodzę z nim. Podobnie, samemu do teatru nie pójdę, z dzieckiem już prędzej. Ja, jako dziecko nienawidziłem chodzić do teatru dziecięcego, wydawało mi się to idiotyczne. Czułem się po prostu poniżony zachowaniem aktorów na scenie. Z teatrem dla dzieci rzeczywiście jest kłopot, trzeba pomyśleć o formach, które byłyby mniej wykluczające, zburzyć granicę między teatrem dla dzieci, a tym dla dorosłych. Nie mówię o spektaklach familijnych, ale o takim teatrze, który stałby się propozycją mądrego spędzania czasu z dziećmi.

plakat

www.nowyteatr.org

 Michał Zadara – reżyser teatralny.  Studiował Teatr i Politykę w Swarthmore College, Oceanografie w Woods Hole, Reżyserię w Krakowie. Reżyserował w teatrach: Wybrzeże w Gdańsku, Starym w Krakowie, Współczesnym we Wrocławiu, Narodowym w Warszawie, Współczesnym w Szczecinie, Maxim Gorki w Berlinie, HaBima w Tel Awiwie, Capitol we Wrocławiu. Laureat Paszportu Polityki w 2007 r. Autor filmów niezależnych i instalacji wideo.

 
 
Udostępnij