13 maja, 2021 Sylwia Kawalerowicz
W Tatry z dzieckiem
Wyprawa w góry to obłędna przygoda, bez względu na wiek. W Tatrach nawet powietrze smakuje inaczej. Te zapachy, te widoki – to wrażenia, które zostają z nami na długo. Ale żeby poczuć prawdziwie tatrzańska atmosferę warto zejść z najpopularniejszych szlaków. Zwłaszcza jeśli idziemy w Tatry z dzieckiem. Bo wyprawa na szlak z kilkulatkiem to zupełnie inna przygoda. Nie ma sensu stawiać sobie wyśrubowanych celów, narzucać męczącego tempa – lepiej po prostu pobyć z dzieckiem w przyrodzie i spojrzeć na góry z innej perspektywy. Dostrzec detal, zatrzymać się, rozejrzeć. Jeśli planujemy wyprawę w Tatry z dzieckiem warto się do niej przygotować. Pomóc w tym może wydana właśnie książka Tatry. Przewodnik dla dużych i małych.
To pełne cennych informacji, porad i przestróg, ale także ciekawych anegdot kompendium wiedzy. W książce znajdziemy informacje o zasadach panujących w tatrzańskim Parku Narodowym, oznaczeniach szlaków, ekwipunku niezbędnym na szlaku, ale też mieszkających tu zwierzętach i roślinach, które możemy napotkać w górach. To także szersze spojrzenie na nasze góry, które uwzględnia takie kwestie jak historia, tradycja i lokalne zwyczaje.
Współautorem książki, który praktyczne informacje ubarwił anegdotami ze swojego życia jest Paweł Skawiński – wieloletni dyrektor tatrzańskiego Parku Narodowego, ratownik górski i przewodnik tatrzański. Nam opowiada o tym, kiedy najlepiej po raz pierwszy wybrać się w Tatry z dzieckiem, jakie szlaki wybierać, by nie wędrować w tłumie i czego może nas nauczyć dziecko na szlaku.
Jaki jest najlepszy sposób, by zacząć z dziećmi przygodę z Tatrami?
Uważam, że Tatry to są góry na potem. Dobrze by było wprowadzać dziecko w pozamiejską przestrzeń stopniowo, zaczynać w górach łagodnych, a te najwyższe zostawić na potem. Ale wiem, że to tak nie działa. Większość z nas przyjeżdża do Zakopanego i Tatry stają przed nimi otworem. Moje podejście wynika w dużej mierze z tego, że widziałem zbyt wiele wypadków. Ciągle mam w głowie jeden, który bardzo przeżyłem. Ośmiu licealistów wchodziło na Rysy zimą. Zginęli w lawinie. Szli zimą, w trudnych warunkach, a żaden z nich nie był na Rysach latem. Dlatego uważam, że z górami trzeba się oswoić. Najpierw zdobywać łatwiejsze, potem trudniejsze szczyty. Sprawdzić swoje siły latem, dopiero potem chodzić po górach zimą. Jeśli od razu ruszymy w góry wysokie, za chwilę zabraknie nam celów.
Gdzie w takim razie pójść z dziećmi w pierwszej kolejności?
Wspaniałym początkiem przygody z górami są spacery w tatrzańskie doliny. Dziecko będzie patrzyło i słuchało, jak woda pluska w strumieniu, zobaczy inne niż na co dzień rośliny, kwiaty. Warto pamiętać, że maluch nie patrzy na pejzaż tak jak dorosły. Przypomina mi się taki obrazek – poszedłem kiedyś w góry z moim przyjacielem, też przewodnikiem tatrzańskim. Kocha góry tak jak ja i kiedy urodziło mu się dziecko, od razu chciał pokazać córce jak najwięcej, postawić ją na tatrzańskiej grani. Wybraliśmy się na Nosal. Szlak nie jest bardzo trudny, córka przyjaciela miała mniej więcej trzy lata, dała radę wejść, chociaż kamienne stopnie z wielkich głazów sięgały jej do pasa. Kiedy stanęliśmy na szczycie, rozpostarła się przed nami piękna panorama Tatr. Mój przyjaciel chciał, żeby córka zachwyciła się tym widokiem. A ona miała to w nosie i radośnie bawiła się kamyczkami, które miała pod nogami. Kompletnie nie postrzegała gór w skali krajobrazowej, tylko w skali detalu.
I to jest najlepsza nauczka dla nas – najlepsze wprowadzenie dziecka w góry, to danie mu detalu, który jest piękny, czysty, jak kamyk przy korycie potoku, kawałek skały. Wystarczy pójść do doliny – i pokazać dziecku przestrzeń, która jest inna niż ta w mieście. Plusk potoku górskiego, dla dziecka będzie czymś niezwykłym. Dlatego uważam, że doliny reglowe to przestrzeń idealna na pierwsze kroki dziecka w górach.
Pan po raz pierwszy poszedł w góry, kiedy miał 11 lat. Na szlak wzięła pana mama. Pańscy synowie zaczęli chodzić po górach wcześniej. Na tatrzańskich trasach nie brakuje rodziców z dziećmi w nosidełkach. Kiedy jest najlepszy moment, żeby zabrać dziecko na szlak?
Żeby to miało sens warto poczekać, aż dziecko skończy 5-6 lat. Wcześniej można pójść nad potok, na łąkę, do doliny. Z sześciolatkiem można już wejść na jakiś łatwiejszy szlak. Ja rozumiem, że kiedy jest się młodym i biega się po górach, to chciałoby się swojemu dziecku wszystko pokazać, udowodnić samemu sobie, że chociaż mamy dziecko, to w niczym nam ono nie przeszkadza. Ale z tego biorą się takie niepokojące sytuacje, kiedy ojciec idzie na Orlą Perć z dzieckiem w nosidełku. To skrajna głupota. Nie tylko chodzi o to, że można się potknąć i upaść, ale tam samoistnie spadają kamienie, tego się nie da przewidzieć. Wnoszenie dzieci w nosidełkach, tylko dlatego, że chce się być w górach, nie ma sensu.
Obserwuje pan od lat turystów na szlakach. Czego powinniśmy się nauczyć o górach?
Chciałbym, żeby więcej osób doceniało samo chodzenie po górach. Jestem przeciwnikiem traktowania szlaku jak bieżni. Coraz częściej obserwuję, że ludzie idą w góry i bez przerwy patrzą na telefony, zegarki, aplikacje. Cały czas są na bieżni, kontrolują tempo, czas, odległość do celu.
A tu nie chodzi o to, żeby wejść na Halę Gąsienicową w 45 minut, ale dostrzec piękno dojścia do niej. Ludzie nie doceniają bycia w drodze. To dla nich tylko przestrzeń, która oddziela od celu, który trzeba osiągnąć. Idą i zastanawiają się, kiedy dojdą. A w Tatrach to bycie w tej przestrzeni powinno być naszym celem. Cała wycieczka może spełnić się w Dolinie Jaworzynki, gdzie są przepiękne łąki, rosną wspaniałe kwiaty. Można sobie usiąść i usłyszeć śpiew kopciuszka, pleszki czy innego ptaka. Byłoby wspaniale, gdyby wyjście w góry z dzieckiem było właśnie okazją do odkrywania ich w innej skali, w innym tempie.
Czyli dzieci też mogą nas czegoś o górach nauczyć! Wyprawa z dziećmi w góry jest dobrym sposobem na zawiązywanie rodzicielskich więzi?
O tak. Wyprawy w góry zbliżają nie tylko z przyrodą ale i ze sobą nawzajem. To wspaniałe doświadczenie, kiedy rodzic zabiera dziecko w góry, zwłaszcza jeśli potrafi dostrzec jego potrzeby. Czasami młody człowiek ma ochotę na opowieści, na rozmowę, a czasami chce się po prostu wyszaleć i wybiegać i na to też trzeba pozwolić. Wyprawa w góry wspaniale pomaga budować to, o co trudno w pośpiechu codziennych obowiązków. Tutaj inaczej płynie czas, inaczej wygląda rozmowa. Sam obserwuję, jak inaczej zachowują się moi synowie z dziećmi w górach. To wspaniały widok.
Synowie przejęli pana pasję do gór? Kiedy zabrał ich pan na szlaki?
Przeprowadziłem się do Zakopanego na stałe, do pracy w Tatrzańskim Parku Narodowym, kiedy chłopcy chodzili do szkoły podstawowej. Ale doświadczenia górskie mieli wcześniej, bo jeździliśmy do Zakopanego nie raz. Po przeprowadzce mieszkaliśmy w leśniczówce u wylotu Doliny Kościeliskiej. Pamiętam, jak do 10-letniego wówczas syna powiedziałem kiedyś: – Chodź, pójdziemy w góry. Do Kościeliskiej, do schroniska Ornak. Na co on odpowiedział ociągając się: – Ale przecież ja już tam byłem. To mnie trochę zabolało. Przekonałem się, że niekoniecznie jest tak, że ja, pasjonat gór, będę miał w dzieciach wdzięcznych naśladowców, realizatorów górskiej pasji. Dzisiaj moi synowie mają po czterdzieści kilka lat. Góry są dla nich ważne, ale nie tak ważne jak dla mnie.
Na siłę nie rozkochamy dziecka w górach. Oczekiwanie, że przejmie nasze pasje, nie ma sensu. Ale pokazanie im gór, nauczenie poruszania się w tej przestrzeni, już ma. Bo to doświadczenie może odezwać się w dziecku później. Mój syn wrócił w góry na studiach. Ale nawet jeśli w innych przypadkach tak się nie stanie, to dziecko będzie wiedziało, jak się zachować w górach, nauczy się zasad bezpieczeństwa, szacunku do przyrody. To zostanie w nim bez względu na to, jaką ścieżkę wybierze w życiu.
Ma pan swój ulubiony szlak w Tatrach, który mógłby polecić na rodzinne wyjście?
Gorąco polecam Dolinę Białego – jest równie piękna jak Strążyska ale bardziej kameralna, ciaśniejsza, góry są bliżej. Doliną płynie potok, pluszcze na skałach, woda wiruje w kotłach, ścieżka prowadzi galeryjką nad potokiem. To jest cudowne miejsce. Co ważne nie ma tu też wielu turystów – chociaż teraz w Tatrach wszędzie jest tłum.
Ale pan ma na to dobrą radę!
Tak. Wszystkim, którzy szukają pustych szlaków – polecam wychodzenie w góry wcześnie rano. Dolina Białego w lipcu o 8 rano, to zupełnie inne miejsce niż w południe. Tłum zmienia percepcję przyrody, zaczynamy czuć się jak w mieście.
Idziemy w takim razie do Doliny Białego z samego rana.
Tak jest. Nawet jeśli się przejdzie dolinką tylko 300 metrów, to pejzaż nas zachwyci. Ale ze starszakiem możemy pójść dalej. Ścieżką nad Reglami, ponad doliną przez śliczne żleby i mostki pod wapiennymi skałami sterczącymi jak turnie zwane przez górali – Zameczki. Południowe zbocza długiego Giewontu są bardzo malownicze. Potem idziemy do Przełęczy Białego, stamtąd schodzimy na Kalatówki – tu możemy zjeść coś w schronisku, popatrzeć na góry i zejść do Kuźnic. To taka pętla, którą prowadzę uczestników szkolenia na przewodników tatrzańskich. Uczę ich, jak podczas czterogodzinnej wycieczki pokazać Tatry.
Czego się nauczymy na tej trasie?
To świetny poligon doświadczalny przed poważniejszym wyjściem w góry. Uczymy się chodzić po skałach. Na mostkach oswajamy dziecko z przepaścią, są skalne galeryjki, po których idziemy trzymając się skały. Jest to w miarę bezpieczne, ale na tyle wymagające, że używamy rąk, do utrzymania równowagi, a to jest potrzebne wyżej w górach.
No dobrze. W takim razie pierwsza wycieczka jest do Doliny Białego. Gdzie idziemy z dziećmi kolejnego dnia? Morskie Oko?
Wiem, że mnie pani podpuszcza. Ale powiem tak – Morskie Oko to symbol, każdy chce je zobaczyć. Asfalt, zgiełk, nie można nacieszyć się przyrodą. Ale może lepiej, że tam jest 10 000 osób dziennie, niż miało by być po tysiąc osób więcej w innych dolinach. Niech ludzie sobie tam chodzą. My możemy wybrać inny szlak. Jeśli chcemy zobaczyć piękne górskie jezioro, idźmy nad Czarny Staw Gąsienicowy. Ruszamy z Kuźnic – i idziemy albo przez Dolinę Jaworzynki, albo przez Skupniowy Upłaz. Kiedy wchodzimy na halę z Karczmiska pojawia się przed nami nagle pejzaż Tatr Wysokich, skalne ściany, dumny Kościelec, Świnica, Orla Perć. To coś pięknego. W schronisku można wypić herbatę i potem już tylko pół godziny przepiękną ścieżką z wielkich głazów granitowych zbudowaną na przełomie XIX i XX wieku i dochodzimy do Czarnego Stawu. Za każdym razem to miejsce wygląda inaczej – we mgle, w słońcu, wiosną, jesienią. Moim zdaniem robi większe wrażenie niż Morskie Oko.
Książka „Tatry, przewodnik dla małych i dużych”, której jest pan współautorem i z okazji premiery o której rozmawiamy, jest rodzajem podręcznika dla młodego turysty. Może się przydać na szlaku?
To książka, po która warto sięgnąć przed wyprawą w góry. Porządkuje wiedzę o Tatrach, przygotowuje do wyjść na szlak, daje jakiś podkład wiedzy. To kompendium dobrych zachowań. Jest opowieścią nie tylko o wartościach przyrodniczych, ale też kulturowych – mówi o pasterstwie, o gwarze, ale tez np. o Wielkiej Krokwi. Dla mnie to temat mniej interesujący, ale myślę, że dzieci może zainteresować. Temat Tatr autorka potraktowała szeroko. Ja do poszczególnych rozdziałów dołączyłem swoją opowieść na konkretny temat. To co było dla mnie najważniejsze to to, by pokazać młodym ludziom, że wyjście na szlak to wspaniała przygoda, ale trzeba się do niej przygotować.
Tatry. Przewodnik dla dużych i małych
tekst: Barbara Gawryluk, Paweł Skawiński
ilustracje: Adam Pękalski