19 marca, 2015 Michał Gustowski
Upadłe miasto
Książka LeDuffa jest pozycją dla osób o mocnych nerwach. Traktuje o przemocy, korupcji, rozczarowaniu i upadku nie tylko miasta Detroit, ale także mitu, na którym ufundowano nowoczesną Amerykę.
Charlie LeDuff jest cenionym i nagradzanym amerykańskim dokumentalistą, reporterem, pisarzem. Przez ponad dekadę pracował dla „New York Timesa” przemierzając Amerykę, pisząc zaangażowane i odważne politycznie teksty o konfliktach trapiących amerykańskie społeczeństwo. W 2013 roku opublikował fascynującą książkę poświęconą miastu Detroit (Michigan), która szybko stała się w USA bestsellerem. Jej przekład ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa Czarne w tłumaczeniu Igi Noszczyk. Podtytuł książki (Sekcja zwłok Ameryki) sugeruje, że będzie to lektura mocna, intensywna i nieco przerażająca. W końcu współczesne Detroit to miejsce dla odważnych.
Niegdyś Detroit było czwartym co do wielkości i najbogatszym miastem Ameryki, a swój sukces zawdzięczało przemysłowi motoryzacyjnemu. To tutaj narodziła się amerykańska klasa średnia i idea konsumeryzmu, z łatwymi kredytami i zakupami na raty; tutaj uruchomiono pierwszą linię produkcyjną, umożliwiającą masową produkcję. Detroit było mekką robotników i imigrantów, którzy nadciągali zwabieni obietnicą lepszego życia. Jeżeli american dream mógł się ziścić, to właśnie w Detroit.
Dziś miasto jest ikoną i symbolem nie sukcesu, ale upadku. Jest amerykańską stolicą bezrobocia, nędzy i przestępczości. Centrum Detroit zostało opuszczone: przy głównych ulicach stoją puste, obciążone hipoteką budynki, w których co rusz wybuchają pożary. Ogień jest bowiem jedyną rozrywką mieszkającej w centrum biedoty. W kostnicach zalegają ciała zmarłych, których nie ma kto odebrać. Na ulicach łatwiej spotkać błąkające się zwierzę, niż przechodnia; rośnie tutaj dzika, preriowa trawa. Kpiąc z industrialnego miasta Natura upomina się o swoje. Detroit przypomina postapokaliptyczną scenografię.
Wbrew podtytułowi książka LeDuffa nie jest analizą procesu, który doprowadził miasto do upadku. Nie jest też opowieścią o geopolityce czy ekonomii. LeDuff jest przede wszystkim reporterem, którego interesuje ludzka perspektywa. Jako dziennikarz lokalnej gazety zbiera materiały jeżdżąc po mieście starym służbowym autem. W schowku trzyma broń. Rozmawia z bezdomnymi, przedsiębiorcami; puka do urzędów, gabinetów polityków; zagląda do barów, pustostanów i kostnic. Tropi odpowiedzialnych, którzy skazali miasto na zagładę oraz przygląda się tym, którzy walczą o przetrwanie.
Reportaż o Detroit jest tak naprawdę zaangażowanym, dziennikarskim śledztwem. LeDuff pokazuje rozpad miasta na przykładzie rozkładu jego podstawowych organów: policji, która jest skupiona głównie na poprawianiu statystyk i działaniach PR. Skorumpowanej do granic rady miejskiej, w której panuje niekompetencja i zwyczajna głupota. Wreszcie straży pożarnej, której heroiczną, lecz beznadziejną walkę opisuje z wielkim uznaniem. Przyjęcie takiej perspektywy pozwala mu pokazać stan paraliżu, w jakim znalazło się to miasto.
LeDuff swoją opowieść opiera na sensacyjnym schemacie, w którym on sam wciela się w bezkompromisową postać ostatniego sprawiedliwego. Opisywane przez niego sprawy (proces burmistrza czy morderstwo strażaka) najczęściej mają swój finał na sali rozpraw. W przyjętej konwencji nie ma jednak zadęcia. Widać w niej wyraźnie zamiłowanie autora do literatury gatunkowej, chandlerowskiego kryminału. Odpowiada temu również styl narracji. Jego fraza jest prosta, dosadna i bardzo celna. LeDuff znakomicie portretuje postaci i z humorem (najczęściej czarnym) komentuje „występy” aktorów lokalnej władzy. Wyeksponowany sensacyjno-kryminalny trop i humor przydają tej opowieści nieco dystansu i oddechu. Rzeczywistość jest bowiem przesiąknięta złem i na tyle przytłaczająca, że ciężki nastrój udziela się również podczas lektury.
Ten efekt wzmacnia również drugi wymiar tej książki. „Detroit” jest także osobistym dziennikiem pisarza, który wrócił do rodzinnego miasta po dwudziestoletniej nieobecności. Z autobiograficznych fragmentów dowiadujemy się o historii jego rodziny, mieszkającej od pokoleń w Detroit. Pisarz przejmująco opowiada o matce, która musiała wielokrotnie przenosić swoją kwiaciarnię z powodu rosnącej przestępczości. O uzależnionej od narkotyków siostrze oraz jej córce, które połączył tragiczny koniec. To właśnie złamane życiorysy bliskich pokazują rozmiar problemów, które wyprodukowało postindustrialne Detroit. Dwa wymiary książki, reporterski i wspomnieniowy, łączą się w spójną, wciągającą i przerażającą opowieść o mieście, które z premedytacją zniszczono. Wymowa książki Charliego LeDuffa nie jest jednak wyłącznie pesymistyczna. Autor wierzy mimo wszystko, że historia Detroit na tym się nie kończy. Wyglądając w przyszłość, pisze z nadzieją, że Detroit może być czymś więcej niż przestrogą dla innych miast. Że stanie się źródłem nowego porządku; że właśnie tutaj narodzi się nowy duch, który natchnie Amerykę z taka mocą, z jaką zrobił to niegdyś Henry Ford.
„Detroit. Sekcja Zwłok Ameryki”
Charlie LeDuff
Wydawnictwo Czarne