Towarzysz w podróży

Przed domem w Puszczykowie stoi statek – symbol wielkiej podróży, otwarcia na świat i poszerzania horyzontów. To stąd, pisarz i podróżnik Marek Fiedler wyruszał z ojcem, Arkadym Fiedlerem, na dalekie wyprawy. Teraz w świat zabiera kolejne pokolenie.

Zawód podróżnika jest obecny w rodzinie z pokolenia na pokolenie. To w pana przypadku sposób na życie? Hobby? Czym są dla pana podróże w odległe zakątki świata?

Wybieram się w drogę, bo interesują mnie dalekie ludy, kultury, niezwykła przyroda. Staram się tez przywozić nowe materiały zdjęciowe i filmowe do naszego Muzeum – Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie. W naszej rodzinie podróże są pasją, spełnieniem pięknych marzeń. Wyprawy do dalekich krajów zapoczątkował mój ojciec. Te fascynacje przeszły na nas, synów. Nasi synowie już też ruszają w świat.

Udawał się pan w podróże z ojcem Arkadym Fiedlerem np. do Kanady, gdzie odwiedziliście indiańską wieś Obidżuan – tę samą, którą pana ojciec poznał ponad 40 lat wcześniej i opisał w książce „Kanada pachnąca żywicą”. Odbył pan też szereg podróży z synami – do Meksyku i Peru, Boliwii i na Wyspę Wielkanocną, a także podróż do Anglii w poszukiwaniu śladów lotników z Dywizjonu 303. Czym te podróże różniły się od tych odbytych z ojcem?

Wyprawy z ojcem to były niezapomniane przeżycia, mogłem obserwować, jak bardzo doświadczony podróżnik przygotowuje wyjazd, jak radzi sobie w różnych sytuacjach w świecie, jak nawiązuje serdeczne kontakty z napotkanymi ludźmi, jak zbiera materiały do napisania książki… A dziś uwielbiam wyjeżdżać z synami, bo to moi najlepsi towarzysze podróży. Daleko od domu nie ma niczego ważniejszego niż towarzysz, na którego możesz zawsze liczyć.

W 1974 r. wraz z ojcem, bratem Arkadym Radosławem i żoną Krystyną stworzył Pan prywatne Muzeum – Pracownię Literacką A. Fiedlera w rodzinnym domu i ogrodzie w Puszczykowie. W Muzeum znajdują się pamiątki z podróży i zdjęcia. Przed domem stoi replika łodzi, którą Krzysztof Kolumb płynął do Indii odkrywając Amerykę. Przed Muzeum znajduje się również replika Piramidy Cheopsa. Który z eksponatów w Muzeum jest dla Pana najcenniejszy?

Muzeum w Puszczykowie to nasze rodzinne przedsięwzięcie, wszyscy dokładamy starań, żeby placówka rozwijała się i przyciągała uwagę ciekawymi inicjatywami. Zgromadziliśmy mnóstwo wartościowych eksponatów, ale najcenniejsze dla mnie są te pamiątki, które mają szczególną wartość emocjonalną – przywodzą na myśl niezwykłe okoliczności i przygody, w jakich zostały zdobyte, czy wspaniałych ludzi, którzy nam je ofiarowali.

XXI wiek wpłynął na zmianę sposobu podróżowania. Wielu ludzi rezygnuje ze znanych destynacji, ponieważ te miejsca są bardzo zatłoczone. Panuje moda na odnajdywanie skarbów, których jeszcze nie odkrył turysta masowy – np. zobaczyć ostatniego nosorożca na wolności, odwiedzić plemię skazane w niedalekiej przyszłości na zasymilowanie się z globalną wioską. A jakie zmiany pan dostrzega w sposobach podróżowania?

Internet bardzo ułatwia organizowanie podroży. Nie wychodząc z domu można kupić bilety lotnicze, zarezerwować noclegi. Turystyka przeżywa rozkwit. To sprawia, że wiele pięknych miejsc jest zatłoczonych. Mamy w Muzeum zdjęcie z Machu Picchu wykonane w 1970 r. Widać na nim nieziemskie ruiny i mego ojca – jedynego zwiedzającego to podniebne cudo. Gdy ja trzydzieści lat później dotarłem do Machu Picchu, kłębił się tam tłum turystów. Niepowtarzalna atmosfera sprzed lat bezpowrotnie zginęła. Można chyba powiedzieć,  że nowoczesna technika ułatwiająca turystykę jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem dla podróżnika.

Udostępnij