Survival dla taty i dziecka

Surviva; taty i dziecka. Ojciec z synem na skałach

Wspinaczka po skałkach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, spływ pontonem w Dolinie Popradu, budowanie szałasu w Karkonoszach. Bez względu na pogodę, odcięci od cywilizacji spędzają kilka dni pod gołym niebem. Na wyprawach organizowanych przez Centrum Przygody ojcowie z dziećmi mogą przeżyć przygodę życia. Wspólnie budują szałasy, wędrują, uczą się technik przetrwania, poznają przyrodę. Taki survival dla taty i dziecka, to niesamowita przygoda.

Twórcą Centrum Przygody i pomysłodawcą takich wypraw jest Michał Grzesiak, instruktor wspinaczki i survivalu oraz ojciec czterech córek. Michał, który niedługo znów rusza na dzikie szlaki, opowiada nam o tym, że survival dla taty i dziecka to znakomity sposób na zawiązanie rodzicielskich więzi i stworzenie relacji, która przetrwa największe życiowe zawirowania.

Wyprawy, które organizuje Centrum Przygody przeznaczone są dla ojców i dzieci, w różnych grupach wiekowych – 7-9 lat, 10-13 lat oraz nastolatków powyżej 14 roku życia. Część ma charakter cykliczny – wyjazdy organizowane są przez cały rok, raz w miesiącu, inne to kilkudniowe wakacyjne wypady.

Michał Grzesiak z Centrum Przygody

Survivalowa przygoda w duecie

Przeprawa przez bagno, wędrówka po dzikim lesie, noc pod gołym niebem. Jak taka wyprawa wpływa na relacje rodzica z dzieckiem?

Przebywanie w zupełnie innej niż na co dzień sytuacji wyzwala inne emocje, prowokuje inne zachowania. Wspólne przeżywanie przygód tworzy wyjątkową więź. Istotą naszych spotkań jest to, że staramy się być razem, doświadczać naszej relacji w różnych warunkach – czasem bardzo trudnych. Ojciec może skupić się na dziecku, co na co dzień nie zawsze jest możliwe. Sam mam cztery córki i wiem, że każda potrzebuje uwagi. Podczas wyjazdu ojciec jest z dzieckiem sam i poświęca mu niepodzielną uwagę to buduje ich relację.

Jako organizatorzy macie sprzęt i niezbędną wiedzę, by wyprawom dodać dreszczyku emocji. Wspinacie po skałkach, eksplorujecie jaskinie, pływacie pontonami. Czasami jednak przyroda sama stawia przed wami największe wyzwania.

Możemy generować różne sytuacje, które będą na różnym poziomie trudne, wymagające. Ale faktycznie czasami przyroda robi to wszystko za nas. W październiku byliśmy na wyprawie dla ojców z młodzieżą w wieku 10-13 lat. Pogoda była paskudna – lało non stop. Musieliśmy w tym deszczu dojść do określonego miejsca, zbudować sobie schronienie na noc. Było wiadomo, że nie idziemy do ciepłej kwatery, tylko śpimy w lesie – po całym dniu w deszczu taka perspektywa nie jest najłatwiejsza do przyjęcia zwłaszcza wtedy, kiedy przyjechałeś tutaj po raz pierwszy. Taka sytuacja pozwala doświadczać swoich granic, zobaczyć, jak w takich okolicznościach reagujemy, jak wygląda nasza relacja z dzieckiem. Co się dzieje, kiedy zaczyna być ciężko, jak reaguję emocjonalnie, jaki jest mój styl komunikacji z synem czy córką.

Kiedy po dotarciu na miejsce powiedziałem, że będziemy rozpalać ogień, wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata, bo wydawało się to niemożliwe. Ale zaczęliśmy próbować i po dwóch godzinach się udało. To było niesamowite – te emocje, ta satysfakcja – to jest coś, co trudno przeżyć w innych warunkach.

SUrvial taty i dziecka. Ojciec z synem podczas wspinaczki

Im trudniej, tym lepiej

Kiedy razem stajemy oko w oko z potencjalnym zagrożeniem więcej nas potem łączy?

Posłużę się tu przykładem – przypomina mi się jedno z naszych letnich spotkań, w lipcu. Wyglądało na to, że będzie spokojnie, upalnie i leniwie. Ale przyszło załamanie pogody, pół lasu położył wiatr, zaczął padać grad wielkości piłek do pingponga. Musieliśmy w środku nocy ewakuować obóz, schronić się w jaskiniach. To, co ci ludzie przeżyli pierwszej nocy, trudno opisać. To były bardzo mocne doświadczenia, które ujawniły tak silne więzi między nimi, że nie potrafili tego opisać.

To był jedyny wyjazd, na którym na koniec, zarówno ojcowie, jak i kilkunastoletnia młodzież płakali opowiadając o swoich przeżyciach. Śmieję się, że naszą dewizą mogłoby być – im trudniej, tym lepiej. Wspólne przeżycia budują głęboką więź, są punktem odniesienia na później, kiedy dużo trudniej dotrzeć do dziecka. To co przeżyjemy tutaj i teraz, już jest nasze. Może stać się punktem zaczepienia. Inwestując swój czas i uwagę dzisiaj, mamy szansę, że w okresie nastoletnim relacja z dzieckiem będzie dużo lepsza. Nie idealna, jednak wciąż „w kontakcie”.

To co oferujecie, to nie tylko rekreacja na świeżym powietrzu. Elementem wyjazdów są warsztaty i rozmowy.

Tak, ojcowie dostają od nas informację zwrotną – jak my, z zewnątrz, widzimy ich relację z dzieckiem, jak działają na dziecko, gdzie je blokują, gdzie rozwijają jego mocne strony. Mogą potem z tym pracować na co dzień. Ostatnio jeden z ojców przyszedł do mnie i przyznał się, że gdy znajomy go zapytał, czego on się nauczył na tych wyjazdach, czy wie, jak się uzdatnia wodę, to on nie umiał odpowiedzieć. Ale po wyjeździe dostał od nas feedback, co do jego relacji z córką. Przyszedł wtedy do mnie i mówi – wiesz co, to chyba nie jest takie ważne, czy ja umiem uzdatniać wodę czy nie. Bo to, czego się tutaj dowiaduję, jest bezcenne.

Umiejętności są dodatkiem i nauka odbywa się w tle poprzez przygodę, dopiero kiedy w życiu codziennym uczestnicy stają w sytuacji konkretnego wyzwania okazuje się jak wiele umiejętności już zdobyli ! Uczymy się konkretnych survivalowych technik i tego uzdatniania wody też, ale survival nie jest celem samym w sobie. Ma nam pokazać inne rzeczy: jakie mamy podejście do dziecka, na ile pozwalamy mu ponosić porażkę, na ile jesteśmy mu w stanie zaufać. A to znacznie ważniejsze.

W młodszych grupach, gdzie są dzieci siedmio, ośmio, dziewięcioletnie ojcowie uczą je samodzielności, odpowiedzialności, odwagi, tego jak troszczyć się nawzajem. Ojciec prowadzi, ale pozwala na samodzielność. W grupach starszych to on uczy się oddawać odpowiedzialność i pracować z nastolatkiem po partnersku. Wychodzi z roli opiekuna, pokazuje, że potrafi oddać mu dowodzenie. To co jest ważne to także to, że ojcowie uczą się na oczach swoich dzieci. Przyjeżdżają do nas zwykli faceci, a nie mistrzowie survivalu. Też muszą sobie radzić sami. Dobrze jeśli dziecko zobaczy ojca w takiej sytuacji, jak sobie radzi, że czasami te coś schrzani.

Survival tata i dziecko. Rozpalanie ognia.

Lepiej poznać własne dziecko

Kto jeździ na wasze wyprawy?

Przede wszystkim świadomi ojcowie, którzy chcą wzmacniać relacje z dzieckiem. Są otwarci na to, czego mogą się o swoich dzieciach dowiedzieć, chcą je lepiej poznać. Bywa też tak, że ktoś przyjeżdża, bo ma z dzieckiem problemy. Czasami wspólne przeżycia i praca pomagają je naprawić. Jeśli jednak rozpoznamy głębsze problemy – odsyłamy do specjalistów ponieważ nasza praca podlega superwizji psychologoa i pedagoga. Zdarza się jednak i tak, że trafia do nas mężczyzna w kryzysie wieku średniego i próbuje zrobić coś dla siebie, przy okazji biorąc dziecko ze sobą. Muszę to wtedy wyczuć, bo nie o to tu chodzi. Jeśli chce do nas dołączyć, musi być gotowy do pracy nad ich wzajemną relacją, co nie zmienia faktu, że wyprawy są miejscem rozwoju indywidualnego i samodoskonalenia dla ojców.

Organizujecie kilka rodzajów wyjazdów. Są całoroczne spotkania cykliczne i wakacyjne kilkudniowe wypady. Macie też różne grupy – dla dzieci w różnym wieku.

Roczny cykl obejmuje comiesięczne weekendowe spotkania w terenie. Wymaga zaangażowania i otwarcia na długofalową pracę w relacji z dzieckiem. Wakacyjne wyjazdy mają trochę inny charakter. Trwają cztery dni i jeśli ojciec poczuje, że to jego metoda – może dołączyć w trakcie roku do zajęć cyklicznych. Może przetestować, jak się czuje w sytuacji totalnego odcięcia się od cywilizacji, jak to na niego działa, jak zmienia jego relację z dzieckiem.

Wyjść poza strefę komfortu

Kto lepiej znosi te wszystkie przygody? Ojcowie czy dzieciaki?

Bariery częściej są u dorosłych, niż u dzieci. Dzieciaki przyjmują to entuzjastycznie, po wyjeździe nie mogą doczekać się następnego. Ojcowie za to częściej wzdychają „ale hardkor”. Dla dorosłych mężczyzn to wyjście poza strefę komfortu. I to jest coś, co mnie szczególnie interesuje – odświeżanie tożsamości mężczyzny, który ma w sobie ukrytą siłę, wolę walki, ale w codziennym życiu rzadko jest okazja, żeby to pokazać. Dzieci nie mają kiedy zobaczyć, jak ojciec radzi sobie z kryzysem, jak reaguje w trudnych sytuacjach, jak potrafi zadbać o dziecko. A to właśnie często dzieje się w spotkaniu z dziką przyrodą.

Survival tata i dziecko. Dziewczynka wspina się na skałach

Grupa jest wsparciem

Dlaczego akurat ojcowie i dzieci? Czy ojcom bardziej jest potrzebna taka praca nad relacja z dzieckiem?

Dlaczego ojcowie? Bo sam jestem ojcem. To dla mnie ważna rzecz. Kiedy zaczynałem, szukałem zajęcia na tyle motywującego, żeby chciało mi się to robić dzień w dzień. Byłem instruktorem wspinaczki, survivalu – ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie jest coś, co chciałbym robić całe życie. Czułem, że chciałbym zmieniać życie ludzi głębiej i czynić, w miarę swoich możliwości, świat lepszym. Znalazłem więc sposób, by pracować z innymi równocześnie czerpiąc wiele dla siebie.

Relacja dziecka z matką jest organiczna, naturalna. Ojcowie muszą się zmierzyć z tym, jaka ma być ich rola, jak mają funkcjonować z dzieckiem. Bardzo mało jest przestrzeni, gdzie mogą o tym rozmawiać i wymienić się doświadczeniami. A tu po 14 godzinach w terenie, po różnych integrujących zadaniach – otwierają się i rozmawiają w zupełnie inny sposób. Spotyka się kilku facetów, z różnych stron kraju, o różnych poglądach na życie, robiących najrozmaitsze rzeczy zawodowo. I nagle ci mężczyźni, tak inni od siebie zaczynają rozmawiać o tym, co czują, dzielić się emocjami i swoją głęboką mądrością. Grupa jest dla nich wsparciem. To nie byłoby możliwe, gdyby wcześniej razem nie przeprawili się przez rzekę, nie walczyli o rozpalenie ognia, nie nawiązali tej więzi w sposób realny. Tego nie da się osiągnąć przy kawie. To może dać wspólne doświadczanie, przeżywanie. To naprawdę wyjątkowe spotkanie.

 

Więcej informacji o wyprawach z Centrum Przygody znajdziecie na stronie centrumprzygody.com

Udostępnij