Dizajn w biznesie i biznes w dizajnie – rozmowa Jacka i Andrzeja Santorskich

W zawodach ojca – psychologa biznesu i syna – projektanta graficznego, wspólnym mianownikiem jest minimalizm. Ta potrzeba prostoty staje się też kluczowym parametrem w przypadku współpracy Jacka i Andrzeja Santorskich.

IDENTYFIKACJA WIZUALNA

Jacek Santorski: Gdy Andrzej dał mi do przeczytania swoją pracę dyplomową, zacząłem ją czytać jako tata i życzliwy recenzent. Jednak gdy przeczytałem parę stron, zapomniałem, że to praca mojego syna. Zyskałem dystans i czytałem z żywym zainteresowaniem – dla siebie, jak partner biznesowy Andrzeja, a nie jak jego ojciec.

Andrzej Santorski: Praca dotyczyła holenderskiego projektowania graficznego lat 60. ubiegłego stulecia, a zwłaszcza grupy Total Design. Tatę zaciekawił aspekt redukcyjnego podejścia do dizajnu, który opisałem we wstępie.

J.S.: Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że moje unikatowe podejście do consultingu i edukacji liderów, poprzedzone ponad 25 latami praktyki terapeutycznej to minimalizm! A uczyłem się już tego w latach 70. zeszłego wieku od mistrzów zen – peace is every step, the full catastrophal living, w latach 80. od kalifornijskich i brytyjskich nauczycieli psychoterapii – profound simplicity, less is more, w latach 90. od Jima Collinsa – szeroka perspektywa i proste reguły, a w XXI wieku od wykładowców naszej Akademia Psychologii Przywództwa – Andrzeja Nowaka i Ryszarda Praszkiera – systemy złożone i proste atraktory zmiany. Sednem minimalizmu jest dla mnie wgląd i ogarnięcie całości kontekstu oraz systemu. Dopiero z tego wyprowadzam proste rozwiązania, przy czym proste, nie oznaczają ani prostackie, ani głupie. Po prostu trafiają w sedno i funkcjonują właściwie. Żeby to sobie uzmysłowić, potrzebowałem 40 lat, Andrzejowi wystarczyły 4.

A.S.: Na drugim roku studiów warszawskiej ASP zainteresowałem się projektowaniem graficznym. Nie nastąpiło to jednak po zetknięciu się z wykładającymi na tej uczelni spadkobiercami polskiej szkoły plakatu, której zwolennikiem nie jestem. Momentem przełomowym w mojej twórczości było zetknięcie się z surowymi formami literniczymi Wima Crouwela. Zacząłem szperać w książkach i internecie. Dowiedziałem się o legendarnej szkole w Ulm, o tym kim był Josef Muller Brockmann i na czym polega projektowanie oparte na siatce. Zafascynował mnie puryzm szwajcarskich projektantów, ich podejście oparte na liternictwie i geometrii. Ograniczając środki wyrazu i usuwając z przekazu graficznego wszelkie zbędne informacje, skupiamy się na esencji. Odkrycie tego faktu zafascynowało mnie i radykalnie zmieniło mój sposób myślenia.

J.S.: Myślę, że nie bez wpływu pozostaje tu twój trening chińskich sztuk walki i pobyt w Chinach.

A.S.: Od 12 roku życia ćwiczyłem wushu – sportowe kung-fu. W wieku 15 lat trafiłem do kadry narodowej za dobre wyniki w zawodach. Rok później wyjechałem do chińskiej szkoły sportowej, by ćwiczyć pod okiem najlepszych. Poza szkołą przetrwania była to lekcja pokory. Kung-fu w języku chińskim oznacza ciężką pracę nad sobą. Kung-fu jest gotowaniem dla kucharza, pisaniem dla poety, sztuką walki dla wojownika. Nadal ćwiczę kung-fu, ale przeniosłem je do świata kolorów, brył i płaszczyzn.

J.S.: Minimalistyczny przekaz w dziedzinie dizajnu personifikuje Massimo Vignelli. Żywo się nim zainteresowałem po lekturze pracy dyplomowej Andrzeja. Zapamiętałem, co powiedział Vignelli: If you can design one thing, you can design everything. W rezultacie odbyłem cykl konsultacji ze współpracownikami i sformułowałem nową misję dla prowadzonej przez nas Akademii Przywództwa. Nasz minimalistyczny claim brzmiał: SIMPLEXITY – find the one thing which will change the whole world. Hasło SIMPLEXITY powstało z połączenia dwóch słów: complexity i simplicity. Zwróciłem się też natychmiast do Andrzeja z prośbą o rebranding firmy Values_, którą prowadzę z Dominiką Kulczyk. Powstał nowy logotyp i strona internetowa, spójne graficznie z naszą holistyczno-minimalistyczną ideą marki.

A.S.: Identyfikację wizualną stworzyłem we współpracy z Marcinem Paściakiem z HOPA studio. Zależało nam na tym, by uporządkować i usystematyzować architekturę marki. Zaczęliśmy od projektu logotypu, opartego na jednoelementowym kroju pisma i prostym znaku – czerwonej bryłce, symbolizującej wartość dodaną – Values. Następnie zajęliśmy się materiałami firmowymi i stroną www. Ujednoliciłem też system prezentacji, z których słynie Values_.

IMG_1003

J.S: Na szczęście, nie miałem problemu, by zaprosić do nowej narracji moją wspólniczkę i zespół Values_ / APP. Trudniej było z otoczeniem. Jeden z życzliwych mi Polaków z branży consultingu z USA szczerze napisał: Co się z Tobą dzieje? Nie stać was na normalną, profesjonalną identyfikację?. Ten człowiek był związany z dosyć konserwatywnym i statusowym środowiskiem Harvardu. Jednocześnie inny znajomy, zajmujący się corporate design w Londynie, zapytał: Skąd wiecie w Warszawie, że minimalizm jest teraz 'trendy’? Dla mnie najważniejsze było, że czuję tę nową tożsamość. Od tamtej pory minęły 2 lata. Te ubogie pod względem formy strony internetowe i nowe logo pozwoliły nam podwoić rentowność firmy. A przecież w biznesie ostatecznie liczą się liczby.

A.S.: Racjonalne podejście do dizajnu powraca do łask. Nie jest ani stylem, ani trendem, jest ponadczasową metodą. Trendy bowiem przemijają, natomiast prawidłowo stosowana redukcja środków wyrazu wpływa na czytelność i moc przekazu. Polacy mają coraz więcej możliwości wglądu w to, co dzieje się w kulturze wizualnej Anglii, Holandii czy Niemiec. Nadal jednak nie mają świadomości, jak duży jest potencjał projektowania graficznego, jak bardzo wpływa ono na postrzeganie marki przez odbiorców. Spójrzmy np. na zrealizowany ostatnio kompleksowy redesign holenderskiej stacji telewizyjnej RTL Nieuws. W Polsce takie realizacje długo jeszcze nie będą możliwe.

K S I Ą Ż K I

J.S.: Tworząc w 1990 roku Wydawnictwo JS&Co nie miałem wątpliwości, co chcę wydawać. W grę wchodziła literatura psychologiczna i terapeutyczna. Treść miała inteligentnie upraszczać złożone problemy i zawierać przykłady z codziennego życia. Dzięki temu czytelnicy mogliby poznawać siebie i pomagać innym. Jednocześnie czułem, że forma i okładka są bardzo ważne. Nie byłem jednak osobą kompetentną w dziedzinie projektowania. Nie mogłem zapytać ojca, architekta wnętrz, bo nie żył od ponad 10 lat. Pamiętam natomiast różne wizje i upraszczające zasady, którymi się ze mną dzielił. Uważał na przykład, że karoserie samochodów powinny być w naturalnym kolorze blachy aluminiowej, zabezpieczone, ale nie lakierem. Analogicznie – książka jest z papieru, więc powinna być biała lub kremowa. Do ekspozycji obrazka najlepsze jest passe-partout.

A.S.: Wspomniałeś o dziadku. Mietek odegrał wielką rolę w moim rozwoju plastycznym, choć nigdy go osobiście nie poznałem. W kilku zachowanych przez tatę szkicownikach dziadek prowadził swoje wizualne zapisy rzeczywistości. Rysował nie tylko rzuty domów, ale również portrety i scenki rodzajowe. Najpiękniej jednak rysował konie. Umiał oddać ich grację i dynamizm ruchu kilkoma tańczącymi liniami. To było naprawdę coś. Dziadek rysował czarnym piórkiem. Postanowiłem pójść w jego ślady – reprodukowałem szkicowniki dziadka podkradanymi tacie czarnymi cienkopisami. Do dzisiaj to moje ulubione narzędzie, używam go codziennie. Wiedza plastyczna, jaką dały mi te nietypowe lekcje, stała się fundamentem mojego dalszego rozwoju graficznego.

J.S.: Do współpracy przy pierwszych książkach zaprosiłem bliskiego mnie i ideom Laboratorium Psychoedukacji, ośrodka psychoterapii, który współtworzyłem – Zbyszka Tomaszczyka, architekta zajmującego się również reklamą. Logo wydawnictwa i pierwsze 20 książek do dziś wspominam jako bardzo spójne z naszą misją i wizją. Były tam alegoryczne obrazy w białym passe-partout – dzieło Zbyszka i jego zespołu, ale też prace Zbigniewa Masluszczaka i Krzysztofa Łady. W miarę rozwoju wydawnictwa okazało się jednak, że musiałem niejednokrotnie iść na kompromis. Nietypowe formaty, do których mnie bardzo ciągnęło były za drogie (strata papieru) i odrzucane przez księgarzy (co z nimi robić na półce?). Nazwisko autora i tytuł musiały znaleźć się na górze, grafika miała być mniej abstrakcyjna, czcionka – standardowa, skład – ekonomiczny (duże marginesy i światło to czysta strata). Z czasem okazało się, że jeśli projekt książki czy okładki bardzo mi się podoba, to jedno jest pewne – książka nie zyska uznania na rynku hurtowników i księgarzy. Teraz mam ten komfort, że w kameralnej oficynie prowadzonej przez Jarka Szulskiego i Kubę, brata Andrzeja, sami projektujemy nasze książki. Są one przeznaczone do bezpośredniej dystrybucji dla firm, klientów Values_, słuchaczy mojej autorskiej Akademii Przywództwa, a przy okazji wysyłamy je również do księgarń. No i spotkałem wreszcie twórcę, który mnie rozumie, przejmuje DNA i rozwija je tak, że nowe realizacje są nadal moje, lecz mnie wyprzedzają. Tym twórcą jest Andrzej. Jego dwa pierwsze projekty to białe książki, tak jak zawsze chciałem, z prostą, ograniczoną do liternictwa okładką.

A.S.: Moim pierwszym projektem książkowym była okładka do „Dobrego życia”. Zadbałem o front, tył, grzbiet i skrzydełka. Bolało mnie jednak, że wnętrze zostało potraktowane po macoszemu. W końcu książka to nierozerwalna całość i tak trzeba o niej myśleć. Przy kolejnych nowych wydaniach postanowiłem wziąć na warsztat również projekt graficzny wnętrza – całą typografię i topografię książki. Powstał „Metaskrypt lidera”, książka zawierająca najlepsze artykuły taty, publikowane w magazynach biznesowych. Ponieważ w całości składała się z krótkich artykułów i felietonów, stwierdziłem, że fajnie będzie zrobić z tego mook, czyli połączenie book i magazine. Dzięki dużemu formatowi i użyciu recyklingowanego papieru przypominała podręcznik do liternictwa lub modny magazyn lifestyle’owy. Zadbałem jednak o to, by zachować należną tacie elegancję i prostotę. Wprowadziłem do wnętrza dużo światła i precyzyjny podział kolumn. Chciałem, by książka była czytelna i funkcjonalna pod każdym względem.

J.S.: Andrzej przekonuje mnie, że nie tyle chodziło mi o biel, co o czystość i prostotę. Być może mojemu tacie też. Teraz moje książki i książki towarzyszące Akademii Psychologii Przywództwa są spójną konsekwencją komunikacji Values_. Tworzą także kierunek dla jej dalszej ewolucji. Możemy sobie pozwolić na to, aby nie iść na kompromis w kwestii zastanych norm w druku i w merchandisingu. Spotkaliśmy na swojej drodze pasjonata i mistrza druku, któremu radość sprawia wyżywanie się na realizacji niecodziennych pomysłów Andrzeja, np. perforowanej okładce do tegorocznej edycji „Miłości i pracy”. Gdy zaglądam Andrzejowi przez ramię, widzę, że moje książki są utrzymane we właściwej dla nas poetyce. Tę poetykę mogę znaleźć na stronach takich mistrzów jak Massimo Vignelli czy projektantów z Pentagramu. Andrzej wprowadził mnie do tego światowego salonu. W Values_ kładziemy nacisk na to, by nie przesadzać z siłą – „Uważaj na swoją siłę” Roberta Kaisera to notabene również projekt Andrzeja. Staramy się zawsze równoważyć mocne strony ich pozornymi przeciwieństwami. W relacji – w naszym przypadku ojca i syna – w której jest tyle bliskości i wspólnoty, potrzebna jest świadomość różnic i pogodny dystans. Dlatego bardzo mnie ucieszył projekt okładki do książki „Ludzie przeciwko ludziom”. Zleciłem Andrzejowi przygotowanie tej pracy i miałem już swój pomysł na okładkę. Chciałem, by był na niej mój portret na tle ściany pomazanej kolorowym graffiti.

A.S.: Zaproponowałem tacie trochę inne rozwiązanie. Wpadłem na to, by zobrazować tytuł nieco bardziej dosadnie i zademonstrować akt wandalizmu bezpośrednio na twarzy autora, czyli taty. Książka miała przezroczystą obwolutę, na której domalowałem tacie zakręconego wąsa i przyduże okulary. Zdejmując wierzchnią brudną warstwę otrzymywaliśmy czysty front z fotografią Magdy Starowieyskiej. Projekt „Ludzi przeciwko ludziom” był oderwany od wyznawanej przeze mnie funkcjonalnej i racjonalnej filozofii dizajnu, jest bardzo subiektywny, ale warto było zaryzykować. Okładka spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem i otrzymała doskonałe recenzje.

IMG_0958

J.S.: Jaś, brat Andrzeja, który pracuje w Values_, wraz ze wspierającym go młodym zespołem powiesili w firmie powiększony wydruk z okładką „Ludzi przeciwko ludziom”. Miał to być ołtarz dla mistrza , ale z wesołym dystansem. Obyśmy go utrzymali. Rebranding Values_ i projekty nowych książek były bardzo ważne, lecz najważniejsza jest moja duma – prawdziwe naches, płynące z konstatacji, że inteligencja Andrzeja wychwytuje sedno sprawy.

SZTUKA PREZENTACJI

J.S.: W pierwszej połowie lat 90. ubiegłego stulecia polsko-międzynarodowe korporacje zaczęły uczyć menedżerów sztuki prezentacji i wystąpień. Firmy farmaceutyczne zaczęły proponować takie kursy lekarzom. Chodziło o to, by lepiej wypadali na zagranicznych konferencjach. Wtedy przyłączyłem się do firmy Chiltern Consultancy. Ich brytyjskie know-how z zakresu prezentacji sprzedażowych i szefowskich poszerzyłem o swoją wiedzę z dziedziny interakcji, relacji oraz opowieści z zakresu metafor, sokratejskich pytań i stresu. Do 2007 roku zrealizowałem z nimi kilkaset szkoleń. Od samego początku dobrze uczyliśmy jak przygotować prezentacje, które są jak rozmowa. Stwierdziliśmy jednak, że więcej czasu należy poświęcić kompozycji materiału wizualnego. Najpierw były to przezrocza w ramkach i folie, potem przyszedł program PowerPoint. Wiedzieliśmy na pewno, że slajdy nie mogą być przeładowane, a jeden obraz jest wart tysiąca słów. Ale potrzebowałem trochę czasu, by odkryć, że kliparty z PowerPoint, a z czasem także zdjęcia ze Stocka przestają cokolwiek komunikować. Wszyscy je znają i w gruncie rzeczy ich użycie jest swego rodzaju kompromitacją, degradującą mówcę. Zacząłem współpracować z grafikami. Kilka lat temu pojawił się w tym gronie nowy partner – mój syn Andrzej. Jego pierwsze propozycje mnie szokowały. Odważne jednobarwne tło i jedno kluczowe hasło lub zdanie.

IMG_1101

A.S.: Tata od zawsze uczył mnie jak rozmawiać z ludźmi. To wiedza, której nie wynosi się ze szkoły, wiedza bezcenna. Dzięki niej stawia się fundamenty nowych znajomości i relacji, zarówno biznesowych jak i towarzyskich. Postanowiłem mu się odwdzięczyć, przekazując trochę mojej skromnej wiedzy na temat obrazu i tego, jak kształtuje on przekaz. Projektując slajdy do prezentacji Values_ wspólnie wybieramy słowa-klucze, które wzmacniają wypowiedź taty i pomagają słuchaczowi w pełni świadomie podążać za jego tokiem myślenia. Czasem uzupełniamy słowa prostymi piktogramami i ikonami – ilustrują one problem w najbardziej obiektywny sposób.

J.S.: Reszta należy do mnie – narratora. W umyśle odbiorcy ma powstać ten obraz wart tysiąca słów. Moje slajdy to bardziej plakaty niż afisze. Te znaki i napisy mają ukazywać esencję przekazu w najprostszy i najbardziej efektywny sposób.

A.S.: Takie prezentacje są skierowane do inteligentnego odbiorcy. Nie podają informacji na tacy, tylko zmuszają widza i słuchacza do wgryzienia się w problem.

J.S.: Współpracując z Andrzejem umacniam spójność przekazu. Myślę tu o prostocie w dizajnie strategicznego myślenia i o prostych, mocnych rozwiązaniach komunikacyjnych. Teraz uświadamiam sobie, że spójność i prostota stały się też głównymi jakościami i kluczowymi parametrami w naszej współpracy.

A.S.: Mamy krótkie, lecz intensywne wymiany myśli, a potem każdy z nas zajmuje się swoimi zadaniami u siebie. Robimy sporo projektów, także dla klientów z zewnątrz. Dobrze się nam razem pracuje. Umiemy zachować zdrowy dystans, gdy tworzymy wspólnie coś nowego, ale jednocześnie pamiętamy, że jesteśmy rodziną.

www.values.pl 

www.andrzejsantorski.com

 

 

 

Udostępnij