21 października, 2014 Jarosław Kowal
Rockabye Baby!
Zbliża się godzina dwudziesta – najwyższa pora, aby wyszykować dziecko do snu, ale po głowie wciąż chodzi „Wish” Nine Inch Nails albo „Blue Orchid” The White Stripes. Co zrobić?
Można założyć słuchawki, ale wówczas istnieje ryzyko nieusłyszenia przestraszonego głosiku proszącego o przepędzenie jakiegoś podejrzanie uformowanego cienia czy innego dziecięcego koszmaru. Na szczęście istnieje także inne rozwiązanie – rockowe kołysanki.
W 2006 roku kilku ojców postanowiło połączyć dwie wielkie miłości – do własnych pociech oraz do gitarowej muzyki. Dzięki temu jednego dnia trafiły na rynek trzy krążki sygnowane szyldem „Rockabye Baby!”, na których znalazły się niezwykłe aranżacje piosenek zespołów Coldplay, Metallica i Radiohead. Pomysł cieszył się tak ogromnym zainteresowaniem, że jeszcze przed styczniem pojawiły się kolejne albumy, tym razem z usypiającymi wersjami piosenek m.in. Pink Floyd, Tool czy Nirvany, a na dzień dzisiejszy kolekcja kołysanek wytwórni CMH Records liczy ponad sześćdziesiąt pozycji.
Przyznam, że choć pomysł od razu do mnie przemówił, spodziewałem się raczej ciekawostki dla dorosłych fanów rocka. Trudno sobie wyobrazić, jak z „Highway to hell” AC/DC czy „Paranoid” Black Sabbath można stworzyć piosenkę do usypiania dzieci. Muzycy, którym powierzono to trudne zadanie wykazali się jednak niebywałą fantazją oraz wyczuciem potrzeb obydwu stron potencjalnie zainteresowanych nietypowymi kołysankami. Przede wszystkim całkowicie wycięto warstwę tekstową, która w wielu przypadkach mogłaby budzić kontrowersje (chyba nikt nie chciałby, aby jego dziecko od małego nasiąkało tekstami pokroju „Calling dr. Love” Kiss). W dalszej kolejności rewizji poddano tempo części utworów – „Blitzkrieg Bop” Ramones nie jest tutaj szaleńczym, dwuminutowym hymnem punk rocka, lecz spokojną, blisko pięciominutową balladą. Wreszcie kompletnie odmienione zostało instrumentarium – gitary i perkusję zastąpiły wibrafony, melotron, a także szereg przeróżnych dzwonków. Różnica jest drastyczniejsza niż pomiędzy „Pastime paradise” Stevie’go Wondera a inspirowanym nim „Gangsta paradise” Coolio, niemniej zachowano wszelkie smaczki i charakterystyczne refreny, które nawet przy tak rozległej transformacji pozwalają bez trudu rozpoznać ulubione kompozycje.
W rozległej dyskografii Rockabye Baby! znalazło się kilka wydawnictw, które kompletnie do mnie nie przemówiły (np. aranżacje oparte o twórczość Nickelback czy Kanye Westa), ale każdy z rodziców powinien odnaleźć coś dla siebie i przede wszystkim dla dzieci. Przyznam, że mnie rozpiera duma, kiedy syn prosi o włączenie Tool na dobranoc.
Rockabye Baby!www.rockabyebabymusic.com