10 grudnia, 2014 Filip Kalinowski
Na północ
Historia muzyki pełna jest Sugar Manów, zapomnianych przez cały świat instrumentalistów i wokalistów, których twórczość ominęły tryby bezdusznej machiny zwanej show businessem.
Przetrwali oni tylko w pamięci nielicznych fanów do których serc trafiły ich, niezauważone przez ogół single czy albumy. Ich życiorysy natomiast nie różnią się zwykle niczym od losów ludzi, których mijamy codziennie na ulicy – chodzą do pracy, opiekują się rodziną, starają się połączyć koniec z końcem. W wolnym czasie sięgają po gitarę czy mikrofon, a od muzyków hobbystów dzieli ich tylko te kilka płyt z których okładek zerkają ich własne podobizny. Płyt, których nikt nie kupił, płyt, które zalegają w piwnicach antykwariatów lub poszły na przemiał. Muzyka je wypełniająca nie ma jednak tu nic do rzeczy – wiatr zmian, który zabiera ze sobą pojedynczych artystów, ich niestety nie oderwał od ziemi.
Ziemia ojczysta ma tu zresztą spore znaczenie. Na całym świecie bowiem główne ośrodki kulturalne uzurpują sobie prawo do monopolu na kreatywność i z góry zerkają na resztę globu. Nowy Orlean, Detroit, Nowy Jork, Los Angeles. Muzyczna mapa Ameryki Północnej skupia się na pojedynczych metropoliach w których kiełkowały nowe trendy, style i mody. Ciągnące się przez tysiące mil tereny Kanady czy Alaski lądują tymczasem poza nawiasem zainteresowania wielkiego przemysłu muzycznego. Skupiająca się na reedycjach, niewielka oficyna pod której skrzydłami rozpoczął swoje drugie życie wspomniany wcześniej Sugar Man, znów rzuca promień światła na skrywające się na strychach, zapomniane fragmenty dźwiękowej historii Nowego Świata. Ich najnowsze wydawnictwo, „Native North America Vol. 1. Aboriginal Folk, Rock and Country 1966-1985” to dwupłytowa kompilacja wygrzebanych z archiwów, gitarowych brzmień z dalekiej Północy.
Od inspirowanych lokalnych folklorem, ujmujących swoją emocjonalnością białych bluesów, przez oszczędne, podbiegunowe trawestacje rockowych trendów, aż po psychodeliczno-rytualne poszukiwania artystów płynących na ogólnonarodowej fali psychodelii, dobór repertuaru wypełniającego ten konceptualny składak zachwyca swoją różnorodnością, bogactwem i indywidualnym podejściem do stylistyki.
Proza życia spaja się z poezją, tradycja z nowoczesnością, a entuzjazm z tragedią. Dojmująco smutna ballada Willy’ego Mitchella w metafizyczny sposób zdaje się zapowiadać śmierć, która czekała wokalistę z rąk nadgorliwego policjanta; tęsknota za wymierającą Inuicką kulturą przybiera w głosie Willi’ego Thrashera formę przepełnionej udręką ody do duchowego dziecka Północy, a świadomość nieznajomości tak wielu intrygujących muzyków z każdym kolejnym utworem staje się coraz bardziej dotkliwa. Podobnie jednak jak w słowach zebranych przez Light In The Attic artystów, tak w samym fakcie wydania owej kompilacji, nie uginająca się pod naporem rzeczywistości nadzieja nie pozwala na czarnowidztwo.
Native North America (Vol. 1): Aboriginal Folk, Rock, and Country 1966–1985
LIGHT IN THE ATTIC