Pierwsze wspólne lato

Na świat przyszedł nasz syn, więc postanowiliśmy zabrać go na małą wycieczkę krajoznawczą, żeby ten świat mu trochę pokazać. Baliśmy się tej podróży. Bardziej chyba niż samego rodzicielstwa. Pierwsze lato, pierwsze wakacje, codzienne przełamywanie lodów – na szczęście w wyjątkowo ciepłej oprawie.

Warmia pojawiła się przez przypadek, trochę jako zbieg okoliczności. A okazała się strzałem w dziesiątkę. Zabawne, bo przez cały pobyt tam czuliśmy się jak małe dzieci, z nosem przylepionym do szyby samochodu, nie mogąc się napatrzeć na wyrastającą przed nami przestrzeń. Nigdy nie jeździliśmy tak wolno. A w tym wszystkim, obok, w foteliku samochodowym leżał Julek, który choć nie mógł z nami dzielić tych widoków, to z ciekawością spoglądał na światło, które wpadało przez prześwity osłon okiennych i urządzało przed nim dzikie harce.

Dużo mówiliśmy. Jak nigdy. Każdy widok, każde zdarzenie staraliśmy się przekuć w jakąś opowieść, która mogłaby choćby samym tonem głosu zaciekawić Julka. On odwdzięczał się tymi pierwszymi uśmiechami. Chyba czuł się tam dobrze.

Snuliśmy się, bez specjalnego planu, trochę podporządkowani schematowi dnia i jego zakończenia – punktualnie o 19:30. Później wymykaliśmy się z elektroniczną nianią pod pachą na podwórko domu Letycji, u której się zatrzymaliśmy w Cegielni ART. Oddychaliśmy warmińską nocą w promieniu 200 metrów od Julka.

Baliśmy się, że nie wypoczniemy, że długa podróż z Krakowa, ciągłe zmiany miejsc, całodzienne spędzanie czasu na powietrzu sprawią, że dwuipółmiesięcznemu dziecku ciężko będzie adaptować się do tak szybko zmieniającej się rzeczywistości. Baliśmy się na wyrost, bo Julek w podróży czuł się jak ryba w wodzie. A my odcięci od domowych obowiązków mogliśmy ten czas poświęcić tylko jemu.

Oswajanie roli rodziców w tych warunkach przychodziło nam bardzo przyjemnie. Uczyliśmy się słuchać siebie nawzajem, odczytywać emocje i tajemne sygnały wysyłane przez Julka, a także tłumaczyć te niemowlęce komunikaty i starać się im wychodzić naprzeciw lub nawet czasem – zapobiegać. Reagowaliśmy na jego zmęczenie, zniecierpliwienie, nie robiliśmy niczego ponad jego siły i choć zobaczyliśmy zdecydowanie mniej niż podczas podróży we dwójkę, to dłużej przyglądaliśmy się temu, co nas otacza.

Zapobiegawczo zaplanowaliśmy krótki wyjazd, kilka dni na Warmii plus dwa dni na zlecenie Wojtka, ale okazało się, że możemy jechać dalej. Kierunek – Hel przyniósł godziny spacerów i długie pobyty na plaży, które odczytywaliśmy jako dojrzewanie Julka, bo mimo że jest miłośnikiem akcji, ciągłego bycia w ruchu i w towarzystwie, to przy szumie morza udawało mu się zasnąć bez kołysania i bujania w wózku. Śmialiśmy się, że to jak Szumiś w stereo.

Pierwsza pora roku za nami. Czas na kolejne wyzwania!

Udostępnij