1 listopada, 2016 Wiesław Pucek
Chusta lepsza niż wózek
„Będziemy nosić dziecko w chuście”. Zdanie to wypowiedziała matka naszego dziecka, jeszcze na długo przed rozwiązaniem. Odparłem, że może jeszcze będziemy chodzić po wodę do strumienia z glinianymi garncami na głowie?
A dlaczego nie użyjemy nowoczesnego wózka? Wystarczy odwiedzić pierwszy z brzegu sklep z akcesoriami dla dzieci, aby zmrużyć oczy od ferworu kolorów i pochylić z szacunkiem głowę na osiągnięciami myśli technicznej krajów wszelkich w kwestii konstrukcji i budowy wózka. Jestem przekonany, że to tylko kwestia czasu, gdy będzie można zamówić wózek z nawigacją i własnym napędem, który sam trafi do domu w awaryjnej sytuacji. Nie jestem zresztą pewien, czy już gdzieś taki nie jeździ po jednym z osiedli.
A więc chusta. Najpierw z lekką dozą nieśmiałości zapoznałem się z filmikami na internecie, które zachęcają do używania chusty. Wszystko zawiera się w krótkim opisie: „Jesteś bliżej dziecka, masz swobodne ręce, a przede wszystkich dziecko czuje się bezpiecznie. Jest bliżej matki, może przytulić się do ciała, poczuć bicie serca, czyli zaznać tego, co sprawia, że robi się spokojniejsze i zrelaksowane”. „Jest bliżej matki!” – zakrzyknęła rozentuzjazmowana modelka w reklamie. „A co z ojcem?” — zakrzyknąłem ja. Nie dałem się zmanipulować nachalnej reklamie i nowym trendom. Ojciec ma prawo mieć wózek. Kupiłem taki nowoczesny, czerwony. Z wysoką gondolą, tak żeby dziecko było bliżej mnie. Jeździłem wózkiem ze starszymi dziećmi, będę jeździł i z najmłodszym, postanowiłem. Chusta jednak pojawiła się i tak, ponieważ moja życiowa towarzyszka nie zniechęciła się moim gderaniem. Mała zaczynała się trząść z radości, gdy tylko widziała matkę przygotowującą się do zawiązania jej w chustę. Patrzyła na mnie jednak bez specjalnych emocji, gdy wkładałem ją do wózka. Postanowiłem więc spróbować.
Do pierwszego spaceru przygotowywałem się jak astronauta przed lotem w kosmos. Cała rodzina pomagała mi uporać się z prawie pięciometrową chustą. Trzeba ją specjalnie ułożyć, umieścić w niej bobasa, zaciągnąć, zawiązać. Wszystko w określonej kolejności. Można się zniechęcić. Tym bardziej, że sposobów wiązań jest wiele, zależnie od tego, jak chcemy dziecko nosić. Zniechęcać się jednak nie warto, ponieważ każdy kolejny raz jest już łatwiejszy. Wygodnie jest dziecku. Wygodnie jest mnie, ponieważ jest się bardziej… kompaktowym, że użyję motoryzacyjnego porównania. Sprawniej można się poruszać z dzieckiem noszonym w chuście. Nie straszne schody, progi. To też świetny sposób na trening. Dziecko stanowi przecież, było, nie było, pewnego rodzaju obciążenie. Gdy nabierze się wprawy w wiązaniu, wyprawa z dzieckiem w chuście, np. do centrum miasta, jest dużo prostsza. Wyjmujemy je z fotelika samochodowego, wiążemy chustę i w drogę. Nie trzeba składać wózka lub dźwigać nieporęcznego fotelika. Finalnie przekonał mnie jednak zupełnie inny argument. Moja córka jest zachwycona, idąc na spacer w chuście. Nie denerwuje się, że nie widzi dobrze otoczenia, tak jak to bywało w wózku. Łatwiej zasypia, wtulając się we mnie. Poza tym zachwycone spojrzenia mijanych na ulicy kobiet robią swoje. Nawet jeżeli bardziej skierowane są w stronę mojej córki niż mnie. A co tam.
Chusty – fakty i opinie.
W ofercie można znaleźć chusty różnej długości i wykonane z różnych materiałów. My korzystamy z chusty firmy LennyLamb z Sulejowa. Ceny chust zaczynają się od kilkudziesięciu złotych, a kończą na kilkuset. Naprawdę dobrą chustę można kupić już za 150 zł. Sporo jest też ogłoszeń na serwisach aukcyjnych, które oferują używane chusty. Jest to dobra opcja dla kogoś, kto chce spróbować. Najlepsze są chusty tkane. Ich zaletą jest to, że nie rozciągają się i utrzymują dziecko, nawet podczas forsownego spaceru, w jednej pozycji. Noszenie dziecka w chuście zbyt elastycznej kończy się tym, że wychodzimy na spacer z dzieckiem na piersiach, a wracamy z bobasem dyndającym na brzuchu. Sposobów wiązań jest wiele, a do najpopularniejszych należą: kieszonka, kołyska, kangur, koala.
Wiesław Pucek prowadzi razem z córkami bloga Kury dżemojadki – historie sympatycznych nielotów są okazją do wspólnej zabawy, ale też przemycania ważnych treści, np. sprzeciwu wobec klatkowej hodowli kur.