Brachole

Dlaczego fotografuję swoich synów? Odpowiedź jest dość prosta. W ich codzienności są najczystsze emocje, a one w fotografii są dla mnie najistotniejsze. Dzieci niczego i nikogo nie udają. No, może oprócz udawania kosmity, potwora czy tygrysa.

Aparat fotograficzny jest u nas w domu elementem tak naturalnym jak kubek z herbatą. Ostatnio, po prawie roku od momentu kiedy starszy syn Stasio dostał swój pierwszy aparat na czwarte urodziny, zgrałem jego kartę. Kilkaset zdjęć. Jestem zdumiony tym, w jaki sposób on patrzy. Wśród fotografii jest wiele autoportretów, portretów kolegów i znajomych (nie boi się podchodzić blisko), zdjęć zabawek (z każdej strony) i krajobrazów. Do tego udokumentowane wizyty księdza po kolędzie, lekarki i hydraulika. Staś ma wszystko, jest jak rasowy reporter. Mój syn jest fotografem! A po przejrzeniu jego zdjęć śmiało mogę powiedzieć, że lepszym niż niejeden dorosły. Kajtuś, młodszy „brachol” na razie korzysta z zabawkowego sprzętu. W wizjerze ogląda tygrysy, małpy i słonia. Pewnie i u niego to też tylko kwestia czasu. Słowo „apajat” było jednym z pierwszych, których się nauczył.

„Brachole” są dla mnie najważniejsi na świecie, więc po prostu robię im zdjęcia. Strona Brachole.com ruszyła kilka lat temu jako projekt fotograficzny pod tytułem „Pan Staszek”. Wtedy Kajtusia nie było jeszcze na świecie, ani nawet w planach. W tym czasie pracowałem w największej gazecie codziennej w Polsce jako fotoedytor i na co dzień widywałem wiele złych rzeczy. Nie mam na myśli jakości zdjęć, tylko ich tematykę. Powrót do domu, zatopienie się w emocjach związanych z dorastaniem starszego syna i fotografowanie jego codzienności było jak oczyszczający prysznic. Robienie Stasiowi zdjęć przyszło naturalne, bo jak można nie dokumentować dorastania swojego dziecka? Nie rozumiem rodziców, którzy nie fotografują swoich dzieci, a znam wiele takich osób. Jeszcze bardziej dziwi mnie to, że kogoś bardziej interesuje zdjęcie kawy ze Starbucksa wrzucane na Instagram, niż spojrzenie własnego dziecka.

481A4893

Wraz z pojawieniem się Kajtka na świecie strona o „Panu Staszku” przestała mieć sens, więc pojawili się „Brachole”. To było naturalne. Uwielbiam obserwować rodząca się pomiędzy synami więź braterstwa, kumplowanie się. To fascynujące i budujące. Tak sobie ich wyobrażam za kilkanaście lat – jako świetnych przyjaciół mogących na siebie liczyć w każdym momencie. Brachole.com mają osobny profil w różnych serwisach społecznościowych, żeby nie wkurzać bezdzietnych znajomych. Bo tak już jest, że odjeżdżamy od siebie światami. Dzieci to kosmos. Jeśli ich nie masz, nie wiesz jak bardzo fajny to kosmos. Nie popadam w histerię dotyczącą rozpowszechniania zdjęć dzieci w internecie, ale na pewno zastanowiłbym się nad publikacją zdjęć, na których nagość byłaby eksponowana tak, jak w pracach Sally Man, czy na niektórych zdjęciach Alaina Laboile. To, co pojawi się w sieci, nie ginie nigdy. Być może za 15 lat synowie byliby na mnie wkurzeni. Wolałbym to skonsultować. Stasio wie, że ma stronę i zdjęcia są publiczne. Na razie nie ma nic przeciwko. Kajtuś oczywiście jeszcze nie ma tej świadomości. W przyszłości, w razie potrzeby, będziemy negocjować. Jest jeszcze sporo fajnych zdjęć do zrobienia i mam nadzieję, że te obrazki chociaż u kilku osób wywołują pozytywne emocje. Jeśli tak, to moją misję humanizowania internetu uważam za udaną.

Dzisiaj przy usypianiu usłyszałem: „Tato, przytul mnie mocno”. Przytuliłem więc i szepnąłem synowi do ucha: „Jesteś moim najlepszym kumplem, wiesz?”. „Wiem tato, już mi kiedyś mówiłeś” – usłyszałem. I tak to sobie wyobrażam – za dwadzieścia, trzydzieści lat siadamy wspólnie przy kawie na Saskiej Kępie i rozmawiamy, oglądamy zdjęcia. Nawet już o tym rozmawialiśmy, więc jesteśmy umówieni. Trzymam ich za słowo.

 

Paweł Sławski – rocznik 1979. Idealista. Ojciec, bloger i fotograf. Szef działu foto „Przeglądu Sportowego”. Codziennie, nawet po pracy, ogląda tysiące zdjęć. Lubi ludzi.

Udostępnij