Zu vs Kozak

Dziecko i pies to temat wielowątkowy. Jedni się zachwycają, bo to sprzyja wychowaniu i uczy szacunku do zwierząt, inni wyrywają włosy z głowy, że bez sensu, bo psy to zarazki, gryzą i są gotowe w każdej chwili uszkodzić zębami bezbronne dziecię. Jak jest naprawdę?

Trudno powiedzieć, ale psów bym w to nie mieszał, raczej skoncentrowałbym się na rodzicach. Jeżeli ktoś wychowuje psa w agresji, a potem się dziwi, że dziecko chodzi ostro pogryzione, to ma odpowiedź. Jeżeli ktoś – jak my – pozwala psu na niemal wszystko, a potem się dziwi że pies organizuje sobie lokum w dziecięcym łóżeczku, też ma odpowiedź. My się pogodziliśmy. Pełna kapitulacja.

Jak to wygląda od początku współistnienia naszej córki Zu z psem Kozakiem? Byliśmy pełni obaw, czy pies, wykorzystując swoją przewagę fizyczną, nie będzie czasem zagrażał dziecku. Zwłaszcza, że pojęcie respektu i posłuszeństwa jest mu obce. Właściwie jej, Kozak to suka, tak jakoś wyszło.

Siła instynktu jest jednak poważna – przez pierwsze pół roku pies nie zbliżał się do dziecka. Omijał je szerokim łukiem, zachowując półmetrową strefę bezpieczeństwa. Mimo, że do naszych przedmiotów nie ma za grosz szacunku i regularnie je poniewiera, zabawek dziecka suka nie tknęła. Respekt. Sytuacja zaczęła się zmieniać, gdy Zu zaczęła zdradzać pierwsze objawy rodzącej się mobilności. Zauważyła, że zasięg jej ramion pozwala dosięgnąć psiej sierści. Wykorzystywała ta nową umiejętność bezlitośnie, wyszarpując psu kłaki i trzymając je dumnie w dłoni niczym trofeum. Pies wciąż trzymał fason, ale redukcja owłosienia wpływała negatywnie na jego samopoczucie i widac było, że cierpliwośc się kończy. I przyszedł kres – po kolejnej akcji depilacyjnej Kozak, niczym bohaterowie filmów z happy endem, postanowił powstać z psich kolan i zawalczyć o wolność od przemocy. Użyła narzędzia powszechnie uzywanego przez psy w celu zamanifestowania swojej złości, czyli uzębienia. Dziabnęła Zu w dłoń. Dziecko, wtedy już chodzące, stanęło jak wryte – najwyraźniej nie przewidywało takiego scenariusza. Spojrzała na nas zawiedziona, że nie stanęliśmy po jej stronie, obraziła się na nas, na psa i całą niesprawiedliwośc świata, który zaskoczył ją tą niezrozumiałą agresją. Pies wykazał się wyczuciem i taktem, dziabnął Zu tak, aby wysłać wyraźny komunikat niewerbalny, jednocześnie nie robiąc dziecku krzywdy. Po cichu kibicowałem bardziej psu niż Zu, która zresztą otrzymała od nas tysiąc uwag i ostrzeżeń w sprawie męczenia psa. Relacje zaczęły układac się na nowo. Czy Zu zaprzestała ataków? Nie. Przeszła tylko do praktyk partyzanckich, czyli rozbudowała aspekt planowania – teraz atakowała z tzw. przyczajki, po czym szybko odskakiwała na bok aby wraz z pozyskanymi kłakami oddalić się od zasięgu zębów psa. Gdy jednak ten poszedł w jej ślady i z podobnej przyczajki ponownie ją kłapnął w dłoń, odpuściła w ogóle. Od tego czasu poziom agresji zmalał, czasem tylko Zu niby od niechcenia kopie sukę w tyłek wydają przy tym okrzyk „bijo, bijo”‘. Pies czasem warknie, zazwyczaj zignoruje. Sytuacja się normalizuje.

Relacje Zu z psem to nie tylko wzajemna niechęć. Jest wiele płaszczyzn współpracy. Im bardziej ta współpraca łamie ustalone przez nas zasady, tym lepiej. Główne pole wspólnej aktywności dziecka i zwierzęcia dotyczy kulinariów. Kozak pełni tu rozmaite funkcje – od sprzątającej (usuwa wszelkie resztki jedzenia po Zu, do których jest w stanie się dostać; jest dość nisko zkanalizowany, więc nie sięga wszędzie, co psa nieustannie frustruje), przez dietetyczną (dba o linię Zu, wyżerając jej jedzenie, które ta nieopatrznie zostawiła na chwilę udając się gdzieś po coś) po empatiotwórczą (czy jest takie słowo? – w każdym razie Zu na psie uczy się dzielić z innymi; zazwyczaj siada na podłodze i je z Kozakiem wspólny posiłek – jeden kęs dla Zu, jeden dla psa i tak w kółko. Wyrywamy sobie włosy z głowy wspominając, co pies żarł na ostatnim spacerze). Relacja jest więc wielowymiarowa. Co na to Zu? Wygląda na zadowoloną; pomimo wciąż świeżych wspomnień swoich dłoni ze śladami psich kłów, coraz częściej siada koło suki i bawi się z nią, tak po prostu. Co na to Kozak? Nieważne. Ma inny problem.

W domu pojawiło się drugie dziecko.

Udostępnij