Welcome to my world

Z takiego prawdziwego partnerstwa – gdy widzisz że twoje dziecko, twój partner z małej kruchej istotki zmienia się w człowieka, pasjonata gór – wypływa wielka radość. Taką radość poczułem gdy na profilu Michaliny pod zdjęciem ze skałek przeczytałem „welcome to my world”.

Z uwagi na moją pracę i pasję, większość czasu spędzam w górach. Naturalną rzeczą było, że moja córka została wychowywana w duchu gór. Gdy była maleńką, zaledwie trzymiesięczną dziewczynką, nosiłem ją w specjalnej torbie w ciepłym śpiworze, zostawiałem w zaspie śnieżnej, a sam wspinałem się obok na kilkumetrowym lodospadzie. Ona smacznie spała. Tak wyglądały nasze pierwsze wypady w góry. Gdy mogła już siedzieć wkładałem ją do nosideł i wędrowaliśmy razem, jednak nigdy wyżej niż poziom schroniska. Pomimo mojego doświadczenia nie decydowałem się na wędrówki trudnymi szlakami. Wiedziałem, że każde moje potknięcie może skończyć się katastrofą. Odpowiedzialność za maleństwo brała górę nad chęciami czy ambicjami. Każda wycieczka górska musi być dostosowana do dziecka. Nie ma tu znaczenia czy dziecko jest małe czy trochę większe.

Misia rosła i przyszedł czas na naukę jazdy na nartach. Kupiłem małe plastikowe narty i pozwalałem jej bawić się nimi w domu. Przypinałem je, a ona chodziła w nich po dywanie. Po jakimś czasie wyszliśmy na śnieg. Gdy już pewnie stała na nartach zmieniłem te plastikowe na sztywne z prawdziwymi butami narciarskimi. Uszyłem Misi uprząż do której przypinałem linkę. Tak ruszyliśmy na podbój stoków narciarskich. Michalina jechała wprost w dół, a ja za nią w charakterze kotwicy, trzymając ją na lince. Przyniosło to rewelacyjne efekty – po kilku dniach Misia jeździła samodzielnie. Oczywiście wybierałem stoki o małej pochyłości i z niewielką liczbą narciarzy. Stopniowo zwiększałem trudności. Misia jeździła na wprost nie widząc potrzeby zakręcania. Taka technika była po prostu najlepszą zabawą. Karmiłem się jej radością.

12

Podczas pierwszych górskich wędrówek często wykorzystywałem element zabawy. Wędrowanie po górskich szlakach dla dziecka jest nużące. Podczas wspólnych wypraw z Michaliną bawiliśmy się w kolekcjonowanie znaków szlaku namalowanych na drzewach bądź skałach. Dzięki tej rywalizacji Misia parła do przodu bez potrzeby zachęcanie do marszu. Na koniec zawsze to ona wygrywała.

Przyszedł czas na wspólne wyjazdy w skałki. Gdy Misia nacieszyła się wspinaniem, zapalałem małe ognisko, a ona miała pilnować, by nie zgasło, odpowiadała za nie. Musiała zbierać i dokładać drzewo. Ja wspinałem się obok, mając ją cały czas pod kontrolą. Każde z nas miało plecak z napojem i jedzeniem, kurtką i potrzebnymi drobiazgami. Ekwipunek pakowaliśmy sami, każdy swój.

W wieku siedmiu lat Misia wyjechała, zaczęła chodzić do szkoły i trenować taekwondo. Stałe treningi i rygor panujący na zajęciach nauczyły ją systematyczności. Jednak każdy wolny czas, ferie czy wakacje Misia spędzała w górach.

Wspólne wędrowanie to znakomita okazja do rozmów o wszystkim. O sprawach wielkich i małych. My też tak rozmawialiśmy. O mojej pracy i o wartościach jakie tu w górach obowiązują. Jednak rozmowa to nie wszystko, własny przykład jest najważniejszy.

Nasze wspólne wędrowanie w naturalny sposób przerodziło się we wspólne wspinanie. Związanie się liną podczas wspólnych wspinaczek, przypieczętowało nasze partnerstwo. To partnerstwo które budowałem od początku. Bo dziecko jest przede wszystkim naszym partnerem. Podmiotem.

Michalina ma dziś 15 lat, wspina się w tatrach i skałkach, jeździ na nartach, uprawia ski-alpinizm, właśnie zdobyła mistrzostwo polski w Taekwondo, jest wzorową uczennicą. Nigdy jej do niczego nie zmuszałem. Nigdy nie realizowała moich ambicji.

 

Andrzej Maciata – ratownik TOPR  z ponad 30 letnim doświadczeniem. Instruktor TOPR – w TOPR zajmuje się szkoleniem ratowników . Dla turystów prowadzi szkolenia w zakresie bezpiecznego poruszania po górach, w formie wycieczek szkoleniowych. Kontakt –  am@topr.pl

Udostępnij