Rodzicielstwo bliskości

Niektórzy niesłusznie nazywają je bezstresowym wychowaniem, inni uważają za nową modę. Psycholog dziecięcy Anita Janeczek-Romanowska wyjaśnia nam, czym tak naprawdę jest rodzicielstwo bliskości.

Rodzicielstwo bliskości to pewna idea, sposób wchodzenia w relację z dzieckiem i bycia w tej relacji. Sposób, ale nie metoda czy też narzędzia, techniki albo twarde wytyczne. To podejście, w którym szacunek dla potrzeb, emocji i granic wszystkich członków rodziny mają kluczowe znaczenie. Rodzicielstwo bliskości, jak mówią jego propagatorzy Searsowie*, nie opiera się na żadnych sztywnych ramach i nie ma w nim przekonania „wszystko albo nic”. Żeby być w bliskiej relacji z dzieckiem nie trzeba karmić piersią albo nosić w chuście. Można, korzystając z wiedzy dotyczącej korzyści, czerpać z tych propozycji, które Searsowie nazywają filarami, ale nie ma ram, które mówią „od kiedy do kiedy” jest się rodzicem bliskości i jakie warunki trzeba spełnić.

Rodzicielstwo bliskości bazuje na mocnych fundamentach naukowych, m.in. teorii więzi Bowlby’ego, ale też na doniesieniach z innych dziedzin, np. neuropsychologii. Stoi za nim nie tylko nauka, ale też doświadczenia wielu pokoleń, m.in. przedstawicieli kultur tradycyjnych, którzy nie musieli czytać tony książek, by wiedzieć, że bezpieczeństwo i bliskość budują zaufanie, ani też analizować rad sugerujących, że rozpieszczą swoje dziecko poprzez noszenie – oni po prostu to robili, bo trzeba było wrócić do pracy i tyle. Rodzicielstwo bliskości nie jest więc żadną nowinką, choć wiele osób może je uznać za modne, bo ma coraz więcej zwolenników. Niestety coraz większa jest też grupa osób, które nie do końca rozumieją sens tego podejścia, czasem je wypaczając, a czasem, nie wnikając przy tym głębiej, nazywając je wychowaniem bezstresowym. Zdarza się też tak, że wiedza o tej idei budowana jest np. w oparciu o fora internetowe albo wyrwane z kontekstu opinie, co raczej nie przybliża do zrozumienia, o co tak właściwie w tym wszystkim chodzi.

Rodzicielstwo bliskości to szacunek, empatia, wzajemne zaufanie, wzgląd na potrzeby – nie tylko dziecka, jak również granice – nie tylko dziecka. To dążenie do równowagi, z takim przekonaniem, że w życiu każdej rodziny jest czas na inwestycje i na zbieranie plonów. Wchodzimy w relację z dzieckiem, jesteśmy w tej relacji, wzajemnie na siebie oddziałujemy i próbujemy czerpać z tego to, co najbardziej nam służy. W tej bliskości będą więc też takie momenty, w których pojawi się frustracja dziecka, albo rezygnacją z jakiegoś naszego dorosłego kawałka, jakieś kryzysy, wzloty i upadki. Trudne emocje i te pozytywne. W rodzicielstwie bliskości jest miejsce na wszystkie te kwestie, bez przekonania, że małe dzieci wymuszają albo terroryzują, a ich emocje są bez znaczenia. Korczak powiedział kiedyś „Nie ma dzieci, są ludzie” i myślę, że te słowa dobrze oddają to, o co chodzi w rodzicielstwie bliskości – o traktowanie dzieci z szacunkiem, tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani.

* William i Martha Searsowie to małżeństwo, które stworzyło termin „rodzicielstwo bliskości” (Attachment Parenting). William Sears pracował w harwardzkim szpitalu dziecięcym i klinice pediatrycznej w Bostonie, a Martha Sears jest dyplomowaną pielęgniarką i doradczynią laktacyjną, prowadziła też szkołę rodzenia. Mają ośmioro dzieci.

Anita Janeczek-Romanowska, psycholog dziecięcy, www.bycblizej.pl

 

 

Udostępnij