Burza przed ciszą

Erling Kagge podpowiada, jak i gdzie można się wyciszyć. Wypróbujcie te wskazówki, a polubicie, i ciszę, i nudę.

Kojarzyliśmy angielską wersję tej książki znanego norweskiego podróżnika, więc polskie wydanie ucieszyło nas podwójnie. Nareszcie, nasi znajomi i znajomi znajomych będą mogli odsapnąć, wyłączyć powiadomienia z Facebooka i odłożyć nowe, superwygłuszone słuchawki. Najpierw dlatego, że będą czytać te 33 eseje, a później dlatego, bo będą te quasi porady wdrażać w życie. Teraz pewnie pomyślicie, że „Cisza” to kolejna pretensjonalna publikacja, która zachęca do wyłączenia się do życia, serwująca stertę truizmów w stylu „żyj tu i teraz”. Otóż nie. Erling Kagge mówi mądrze i mówi prawdę – straciliśmy umiejętność przebywania w ciszy. Teraz trzeba spróbować ją odzyskać.

To, że stan wyciszenia możemy osiągnąć niemal wszędzie jest dla nas oczywiste, to znaczy podświadomie to wiemy, a rzadziej wdrażamy w życie. Czasem otoczenie mocno sugeruje nam, że oto powinniśmy przyjąć pozycję odciętego-od-świata. Kagge sam to przyznaje: „Jeśli nie mogę odejść, wspiąć się czy pożeglować, aby uciec od świata, staram się od niego odciąć. Nauczenie się tego zajęło mi sporo czasu. Dopiero kiedy zrozumiałem, że mam w sobie ogromną potrzebę ciszy, mogłem zacząć ją ścigać – okazało się, że głęboko pod kakofonią hałasu ulic i myśli, muzyki i dźwięków maszyn, iPhone’ów i odśnieżarek jest i czeka na mnie. Cisza”. Ten zuchwały Norweg wie, co mówi. Jako pierwszy człowiek na Ziemi dotarł samotnie na biegun południowy, zdobył Mount Everest, biegun północny i dwukrotnie przepłynął Ocean Atlantycki. Doskonale wie, co znaczy nie słyszeć nic albo inaczej – wie, co znaczy być w tak cichej przestrzeni, że słyszysz tylko czyjś oddech, a gdy się odwracasz, widzisz znajdującego się o rzut kamieniec od ciebie wieloryba. Norweg wyznaje też, że „Antarktyda to najcichsze miejsce na świecie”.

Erling Kagge przytacza dzieła filozofów traktujących o ciszy i sam też nieźle filozofuje, ale nie jest w tym sztuczny, przeciwnie – bije od niego autentycznością. Być może dla tego, że przed lekturą wiedzieliśmy o jego podróżniczych osiągnięciach, o których zresztą w tych 33 esejach przypomina, a być może dlatego, że wplata tu sporo osobistych odniesień, w tym do doświadczeń ojca. Ani razu nie pomyśleliśmy o nim jako o ckliwym, choć co rusz obnaża przed nami swoją wrażliwość. Nie sili się na nakłanianie nas do odcięcia się od aplikacji i życia w hałaśliwym mieście, ale pisze o ciszy z takim przekonaniem, że naprawdę ma się ochotę pójść jego tropem. Egzemplarz książki, który dostaliśmy od wydawnictwa był zapakowany w piękne pudełko z napisem „cisza”. Wewnątrz znajdowała się też kartka z krótką instrukcją – umieść w tym pudełku wszystko, co cię rozprasza. Pod koniec czytania książki pojawiły się u nas dwie refleksje – pierwsza: Kagge to fajny facet i druga – przygotujemy wspomnianym znajomym po takim pudełku, odręcznym i sami też wsuniemy tam dżojstik od PlayStation i telefon. Plan na dzisiejszy wieczór: cisza, jak makiem zasiał.

„Cisza”
Erling Kagge
Wydawnictwo Muza

Udostępnij