Nauka alfabetu potrafi być monotonna. A jak auto, B jak banany, C jak czekolada, D jak dom… I powtarzamy.

Całość jest śmiertelnie poważna, bez krzty żartu, przez co trudniej przyswajalna przez dzieciaki. Nauka nie pójdzie w las, gdy zastosujemy to, co maluchy lubią najbardziej – przednią zabawę.

W polskich elementarzach ciągle jeszcze trudno o luźniejsze podejście do edukacji, nastawione na różnorodność, czy oryginalność. Potrzebujemy książki ożywczej, nie skierowanej na  „wkuwanie na blachę”. Póki nie mamy takiej w naszym rodzimym języku, musimy zadowolić się „Alphabetics”; publikacja ta posłuży naszym dzieciakom do przezabawnej nauki języka angielskiego.

W książce od wydawnictwa Gestalten literom alfabetu towarzyszy 26 pomysłowych aliteracji, ułatwiających nie tylko naukę, ale też poszerzających zasób słów i horyzonty myślowe małych czytelników. Chłoniemy opowieści o Kolosalnym Corneliusie, czy nurku Daisy i na twarz wędruje uśmiech, a to dopiero początek alfabetu! Dalej jest tylko lepiej. Poznajemy wampira Virgila, noszącego aksamitną kamizelkę i słuchającego muzyki z vinyla. Z kolei w podmorską, niebezpieczną przygodę zabierze nas Orson – wszechmocna ośmiornica. Na łyżwach pojeździmy z dwojgiem identycznych Indian – Ivanem i Iverem. A Leon, legendarny hiszpański zapaśnik, pozna nas z Ezrą – ekscentrycznym Eskimosem. Nawet litera „y” – z założenia nie wnosząca nic nowego, prócz starego, ciągle nieodnalezionego Yeti, zaskakuje. Co prawda  pojawia się śnieżny potwór, ale ma na imię Yvette, jest koloru morskiego, lubi ciastko z kremem i nosi hipsterskie okulary!

Integralną częścią każdego elementarza są ilustracje. Te do „Alphabetics” stworzył Dawid Ryski. Jego charakterystyczna kreska, postaci z dużym ciałem i małą głową, a nawet dobór kolorów – wszystko pasuje idealnie i stanowi doskonałe dopełnienie tekstów.

Po tej książce nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia elementarza niż ubrana w retro kostium kąpielowy Zombie Zoey, która wyleguje się na plaży i popala papierosy.