160 ton sprzeczności

Gdyby ktoś dzisiaj poprosił mnie o podanie definicji „sprzeczności”, moja odpowiedź byłaby krótka, ale za to pojemna… jak płetwal błękitny. 

Jenni Desmond w swojej książce pod tytułem „Płetwal błękitny”, zabiera czytelnika w niezwykłą podróż; podróż tropem największego żyjącego na ziemi stworzenia. I choć opowieść o tym niezwykłym zwierzęciu może przypominać encyklopedyczne dane, to sama historia z pewnością was nie znudzi. Autorka wykorzystuje tu bowiem ten typ narracji i opowieści, która w teorii określana jest mianem szkatułkowej. Na samym początku poznajemy małego chłopca, który „zdjął książkę z półki i zaczął czytać…”. Od tej pory zanurzamy się coraz głębiej, wśród mętnych wód oceanu próbując dostrzec głównego bohatera tej książki: płetwala błękitnego. Desmond-ilustratorka również pozostawia ślady, choćby wtedy, gdy wkłada w ręce chłopca swoja własną książkę.

Ale wracając do głównego bohatera, o którym pewnie każdy z nas wie jedynie tyle, że istnieje, jest duży, je kryl, a nieliczni pomylą go z Moby Dickiem, który w istocie był wielorybem biały czyli kaszalotem, no więc nasz bohater jest żywą, pływającą definicją sprzeczności. Przy reputacji największej istoty zamieszkującej dziś na naszą planetę, a dokładnie wody wszystkich oceanów, płetwal nie potrafi oddychać pod wodą, stąd „nigdy nie może zasnąć naprawdę głęboko, bo by się utopił”. Język tego olbrzyma waży trzy tony, ale już jego gardło jest tak wąskie, że nie jest on w stanie przełknąć nic większego od grejpfruta. Jego trójkątny ogon, mierzący około pięciu metrów szerokości, „porusza się w górę i w dół jak ptasie skrzydła, a nie na boki jak ogon ryby”. Płetwal jest jednym z najgłośniejszych zwierząt na świecie, ale wydawane przez niego dźwięki są bardzo niskie; tak bardzo, że człowiek znajdujący się nad powierzchnią wody, nie może ich usłyszeć.

Jenni Desmond udała się rzecz, zdawać by się mogło prawie niemożliwa, z faktów z życia płetwali błękitnych rodem z Animal Planet, wydobyła cały majestat i urodę tych stworzeń. Ich wielkość i kruchość zarazem. Z kolei swoimi ilustracjami, głębią barw i zwiewnością kreski, idealnie zobrazowała świat w którym przyszło im żyć.  Jest zatem płetwal definicją nie tylko sprzeczności, ale i piękna, które jak on sam, jest nieoczywiste, trudno uchwytne i wciąż wymykając się nam z horyzontu naszego spojrzenia. Pojawia się jedynie na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza i znów zniknąć w niezmierzonej głębi.

„Płetwal błękitny. Kołysanka o największym stworzeniu na naszej planecie”.
Tekst i ilustracje: Jenni Desmond
Wydawnictwo Łajka

  

Udostępnij